Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nauka języków. Pokaż wszystkie posty

Jak szybko nauczyć się francuskiego cz.2, czyli jak "zhackować naukę" i przeskoczyć na poziom zaawansowany

/

O tym jak szybko nauczyć się języka od zera pisałam TUTAJ <- . Teraz chciałabym opisać swoje wnioski z intensywnej nauki francuskiego od poziomu A2/B1 do poziomu B2/C1 i porady jak można zrobić to "tanio".

W międzyczasie wertowania książek jestem również na intensywnym kursie, ale głównie po to, żeby się socjalizować i osłuchać, dlatego też uważam, że moje porady nie będą kulą w płot, bo na lekcjach, gdy tłumaczone są nowe zagadnienia językowe - śpię pod stołem, bo mam to już najczęściej opanowane. Dołączyłam do grupy na poziomie końcówki A2 (czyli 2 rozdziały książki A2 do książki B1, korzystamy z Alter Ego) po metodzie wspomnianej w wyżej zalinkowanym poście. Po niecałych trzech miesiącach, w innej szkole językowej miałam test ewaluacyjny, w którym wyszło, że realnie jestem na poziomie B2.2 (tu grupy dzieli się na 3 poziomy, B2.1/B2.2/B2.3 itd, czyli z poziomu A2.3 przeskoczyłam na poziom B2.2, mimo że oficjalnie nadal jestem w grupie B1, a cel osłuchania osiągnięty, bo w szczegółowej analizie wyszło, że słuchanie już na C1.1).

1. Minusy tej metody:
- ograniczone słownictwo - do nadrobienia wg wskazówek w pkt. 2.
- bez chodzenia na kurs z nativem - będziesz mieć mniej możliwości osłuchania się i mówienia, więc Twoje umiejętności będą dość bierne; ale szczerze powiedziawszy, wszyscy wychodzimy z polskiego systemu edukacyjnego z biernym angielskim, a parę dni za granicą i szybko śmigamy w danym języku, więc to najmniejszy ból; ja jestem perfekcjonistką, więc wolę znać język biernie, żeby potem szybko się otworzyć i mówić "od razu" poprawnie, niż nie znając języka próbować "kali być głodny"; nie mam nic przeciwko mówieniu w ogóle, bo dla niektórych to jedyne albo najlepsze rozwiązanie. Lepiej "kali" niż wcale, wszystko zależy od celu i potrzeb, najważniejsze żeby sobie radzić i być skutecznym w tym co się robi i co się chce osiągnąć).

2. Wymagania:
- przynajmniej od czasu do czasu konsultacja z nauczycielem francuskiego - żeby sprawdził problematyczne ćwiczenia, sprawdził każdy list, maila, wypracowanie, które w ramach ćwiczeń sobie napiszesz i przede wszystkim porobił z Tobą ćwiczenia ze słuchania i mówienia. Niemniej nie musi to być regularny i drogi kurs.
- jeśli jesteś za granicą w francuskojęzycznym kraju - czytanie lokalnych, darmowych gazetek wraz z wypisywaniem sobie słówek i wyrażeń do zeszyciku i powtarzanie ich - nawet nie wiesz jak będziesz się cieszyć z każdej gazetki reklamowej ;) ; opcjonalnie przy większym budżecie - książki (niekoniecznie językowe, o literaturze mówię, i inna prasa)
- jeśli masz znajomych za granicą możesz poprosić, żeby wysłali Ci pierwsze lepsze gazetki po francusku.
- jeśli nie masz dostępu do języka "z ulicy", to pozostaje kupowanie literatury bądź prasy online czy w innym Empiku.
* osłuchanie: możesz szukać filmów bądź skeczy po francusku z napisami (youtube, DVD, inne); możesz wyszukiwać francuskie piosenki i słuchać ich śledząc tekst.

Metoda:

1. Kupujesz książki jak na zdjęciu, w sumie nie powinny wynieść więcej jak 200zł, a może i w ramach dobrej promocji albo kupując używki zamkniesz się w 100zł :
- Grammaire progressive du Francais** niveau intermediaire + avance
- Exercices de grammaire en contexte* niveau intermediaire + avance

2. Zaczynasz od EDGEC* intermediaire - każde zagadnienie gramatyczne sprawdzając np. online lub w GPDF**(ale nie robiąc jeszcze ćwiczeń zeń, tylko objaśnienia zagadnień), bo nie są tam wyczerpująco opisane, za to w ** ćwiczenia bywają podchwytliwe, a * jest najłatwiejsza ze wszystkich wymienionych i nauczy Cię na zasadzie małpich odruchów i wbijania sobie konstrukcji do głowy tak, żebyś nie musiał o nich myśleć mówiąc lub słysząc podobne zdania i nie gubił się robiąc bardziej skomplikowane ćwiczenia później.

3. Po skończeniu książki z pkt 2 robisz GPDF** intermediaire (ćwiczenia mają też płytę).

4. Później EDGEC* avance, jak w punkcie 2, sprawdzając dokładniejsze objaśnienia w innych książkach jakie masz lub internecie.

*Będąc gdzieś między 3 i 4 punktem, jeśli w międzyczasie czytasz artykuły, słuchasz (muzyki itp) i piszesz jakieś teksty dla siebie i oddajesz do korekty, prawdopodobnie będziesz gdzieś na przełomie B1/B2.

5. Tadam, bierzesz się za GPDF avance i jesteś wymiataczem. Nic, tylko mówić i ćwiczyć słuchanie.

Jak tylko zdam DELF na poziomie C1 i będę się czuć wystarczająco komfortowo w francuskim, to tą samą metodą wezmę się za kolejny język i już raczej bez kursu, bo będzie to tylko fun i autorozwój, a nie realna potrzeba.

Mam nadzieję, że kogokolwiek zainspirowałam lub pomogłam.

Gdybym znowu miała 20 lat... porady dla dzisiejszych dwudziestolatków :)

/pexels
Niczego w życiu nie żałuję. To, co przeżyłam i jak ułożyło się moje życie sprawiło, że jestem tym kim dzisiaj jestem. Nie warto grzebać w błędach, żeby się umartwiać. Nie warto utyskiwać za przeszłością, bo to powoduje, że tracimy z horyzontu teraźniejszość i przyszłość. Ponadto wiele badań neurokogniwistów i psychologów udowadnia, że nasz mózg przeinacza nasze wspomnienia dla... zdrowia psychicznego. Więc to nigdy i wcale nie było dokładnie tak, jak nam się wydaje, że było ;). Warto na pewno wyciągać wnioski z tego, co się przeżyło i kreować naszą obecną rzeczywistość najlepiej, jak potrafimy.

Niemniej chciałabym czasami wiedzieć to, co wiem teraz, po fakcie, z perspektywy czasu. I chciałabym, żeby ktoś kiedyś potrafił mnie dobrze ukierunkować. Pokolenie moich rodziców, okresu transformacji, samo było zagubione w dynamicznie zmieniających się realiach, a i obecni dorośli często się gubią i wybierają konformistyczne rozwiązania, kurczowo trzymając się tego, co znane, bojąc się tego, co nieznane.

A więc gdybym znowu miała te circa dwadzieścia lat:

1. przynajmniej w wakacje wyjeżdżałabym na work&travel&language

Wiadomo, nie każdego stać na luksus podróżowania, ale już KAŻDY z nas może wyjechać w celu nauki języka, a na kurs, mieszkanie i życie dorobić sobie pracując w danym miejscu.

Dopiero w zeszłym roku dowiedziałam się, że np. Malta jest jednym z takich kierunków, gdzie są świetne kursy języka angielskiego, wszyscy mieszkańcy mówią doskonale po angielsku i bardzo łatwo o pracę w sezonie turystycznym. Np. jako kelnerka, barman, itp. Ponadto Malta oferuje multum rozrywek dla młodych ludzi.

Zamiast Malty można oczywiście wybrać Anglię, Amerykę albo Nową Zelandię! Nic, tylko uczyć się języka!

Angielski masz w małym palcu? W dzisiejszych czasach dynamicznego rozwoju technologii będzie coraz mniej miejsc pracy. Przyjmij za pewnik, że będziesz zmuszony do relokacji w swoim życiu za pracą, będą od Ciebie wymagać wysokich kwalifikacji LUB wielojęzyczności!!

Ponadto coraz więcej Polaków jest za granicą i na pewno masz przynajmniej jednego znajomego, który znalazł swoją polską połówkę za granicą. Jeśli dochodzi do relokacji za partnerem, to niestety ta druga osoba ma dużo trudniejszy start na obcym rynku. Nawet jeśli nie masz super kwalifikacji, to już sama znajomość języków pozwoli na znalezienie jakiejkolwiek pracy.

Czemu by nie spróbować nauki francuskiego we Francji lub Szwajcarii lub Kanadzie?

A może arabskiego w Emiratach, Egipcie?

A może japoński w Japonii? Białasy mają tam, i nie tylko tam, wzięcie do dowolnej roboty.

Wybierz swój język, wybierz fajny kraj i do dzieła! Kurs, praca i podróż w jednym!

Ponadto intensywne kursy "miejscowe" są zdecydowanie bardziej efektywne niż smętne lekcje w szkole i ma się szansę poznać mnóstwo niesamowitych ludzi!

2. zrobiłabym sobie gap year

Co prawda brałam dziekanki i podróżowałam, ale to co innego, i to też ma być rada dla Was.

Nikt mi nigdy nie powiedział, że przecież nie trzeba się nigdzie spieszyć! Ciągle była tylko presja, gonitwa za... no właśnie, za czym? Take life easy! Odradzam bycie biernym, nie jest też tak, że wszystko samo nam wpadnie w ręce, ale nie można też w szaleńczym pędzie spełniać życzenia rodziców i realizować swoje ambicje. To się może skończyć nawet w szpitalu...

Zapamiętaj! To nie ma znaczenia, czy zrobisz licencjat teraz, czy za rok, czy nawet za pięć! Najważniejsze abyś odnalazł siebie, robił to co lubisz, spełniał się, poznawał świat we wszystkich jego odcieniach. Dowiedz się, co Cię najbardziej interesuje i co chcesz robić w życiu. Odkryj, kim jesteś, a może nawet - gdzie chcesz żyć?

Wolontariat przy słoniach w Indiach, przy pandach w Chinach? Podróż dookoła świata z plecakiem w ręku? A może praktyki w różnych firmach, aby poznać różne zawody, rynki i wybrać to, co jest dla Ciebie? Go for it! Nikt nie odbierze Ci tego, co doświadczysz, czego się nauczysz.

W Szwajcarii np. aby zostać notariuszem, nie trzeba kończyć studiów! Wystarczy kurs zawodowy, praktyka i zdanie egzaminu zawodowego.

3. rozsądniej wybrałabym przyszłość/studia

W Polsce dominuje irracjonalny imperatyw studiowania, co niestety wpływa na samą jakość tych studiów i dewaluację tych osób, które je ukończyły. Bardzo wiele osób w efekcie studiów nie kończy, bądź po licencjacie zmienia kierunek na magisterkę, albo po magisterce musi zrobić podyplomówkę pod kątem tego, jak ułożyła się ich kariera.

Nie chcę odradzać studiowania, bo samo w sobie bardzo rozwija człowieka, cokolwiek byśmy nie studiowali i ów imperatyw w Polsce, mimo powiększającego się proletariatu, jest jedną z przyczyn ogromnego skoku pokoleniowego jaki wykonaliśmy jako kraj, goniąc zachód (systematycznie i dynamicznie podwyższamy poziom naszego społeczeństwa; rzadko który kraj osiągnął w 20 lat tyle, co my), jednakże z racji, że świadome życie mamy tylko jedno, i to krótkie, to szkoda go tracić na nietrafione studia bądź wieczne studiowanie.

A jak masz studiować trafiony kierunek, gdy nie masz czasu na wybór? Rozpoczynają liceum jesteś jeszcze dzieckiem, a kończąc masz "sajgon" z maturą, studniówką i wyborem kierunku...

Nie ma najmniejszego znaczenia jakie studia wybierzesz, bo po każdych, możesz być kimś, pod warunkiem, że to co studiujesz, naprawdę wejdzie Ci w krew, będzie Twoją pasją i dasz z siebie 200% w danej dziedzinie. Nie zrobisz tego studiując "cokolwiek".

W czasach dynamicznie rozwijającej się technologii i nadprodukcji "humanistów" warto przemyśleć kierunki ścisłe. Niemniej nie jest to wg mnie jedyna właściwa droga. Psychoterapeuta właścicieli technologicznych start-upów to też przecież dobry biznes ;).

Niezmiennie najbardziej wartościowe zawody pod względem perspektyw zatrudnienia, to te powiązane z niezmiennymi ludzkimi potrzebami. W myśl przysłowia: "Ludzie zawsze będą żreć, srać i umierać" ;). Czyli wszelkie zawody gastronomiczne, "sprzątające", grabarskie, formalnościowe, zdrowotne - zawsze będą w cenie.

4. pojechałabym na Erasmusa

Jak już wspomniałam, podróżowałam, realizowałam autorskie badania za granicą, robiłam praktykę studencką za granicą, pracowałam za granicą, ale nie byłam na Erasmusie. Poznaję coraz więcej ludzi, którzy z Erasmusa skorzystali, i widzę jak ogromną wartość wniosło to do ich życia, a czasem nawet spowodowało zwrot o 180 stopni. 

Nie wybierajcie kierunków Erasmusowych słynących z imprezowania i studenckiego życia. Wybierzcie taki kierunek, który realnie będzie miał wpływ na Wasze życie. Na przykład znajomy wybrał kierunek Niemcy, mimo że wszyscy odradzali i doradzali Hiszpanię. Dziś jest rozchwytywanym na całym świecie doktorem po niemieckiej uczelni. Koleżanka z Grecji pojechała na Erasmusa do Francji. Dziś jest wysoko wykwalifikowaną programistką w Szwajcarii :), a po Erasmusie pokochała Polaków :).

Nie martw się swoimi polskimi studiami, wszystko jest do ogarnięcia. Łap okazję z Erasmusem!


Zrobiłabym, pojechałabym... Przecież nie jesteś taka stara! Sama to zrób, co doradzasz!
Nie wykluczam, że w innych okolicznościach życiowych właśnie pakowałabym plecak i robiła którąś z powyższych rzeczy. Niemniej nie mam za czym utyskiwać, swoje już przeżyłam, swoje wypodróżowałam, swoje wyuczyłam i uczę dalej i obecnie mam inne priorytety. Nie wykluczam jednak, że np. jak odchowam dzieci, to nie wpadnę na któryś z powyższych pomysłów :). Życie to ciągła zmiana (lub wegetacja ;) ).

Jak szybko nauczyć się francuskiego i oszczędzić 2000 franków?

Źródło zdjęcia: http://www.sbs.com.au/food/recipes/french-flag-macarons
Ten artykuł powstał dla każdego, kto jest zainteresowany nauką języka francuskiego lub metodą "wciągania" języków nosem, tanio. Niezależnie od tego, czy jesteś zainteresowany Szwajcarią, Francją, czy innymi krajami. Nie gwarantuję, że dla każdego będzie to dobra metoda.

Zanim przejdę do konkretów - trochę ciekawostek. 

Szwajcaria głównie kojarzy się z językiem niemieckim, ale oficjalnie funkcjonują w niej 4 języki: niemiecki (szwajcarski), francuski, włoski i romansz.

źródło: https://www.facebook.com/swissminipeople/?fref=ts
Mimo że jest to kraj multikulturowy, z prawie 30% obcokrajowców wśród swojej populacji i w którym większość obywateli bardzo dobrze zna język angielski - niechętnie będą się nim posługiwać. Znajdziecie co nieco na ten temat tu, u blabliblu: KLIK. Tym mniej chętnie socjalizować. Ostatnimi czasy najbardziej ucieszoną osobą na mój widok jest Pani na poczcie, która zmusiła mnie do rozmawiania po francusku, mimo że jest biegła w angielskim. A myślałam, że już nie można się cieszyć bardziej niż mój koń na widok banana.

http://skandynawiainfo.pl/cztery-mapy-ktore-zmienia-twoje-poglady-na-emigracje/

Jeśli zamierzasz mieszkać w francuskojęzycznej części Szwajcarii, a tym bardziej jeśli we Francji (Francuzom angielski staje gulą w gardle), znajomość francuskiego przynajmniej na poziomie zaawansowanego A2 bardzo Ci pomoże w codzienności.

Moja historia z francuskim to "stosunek przerywany". Uczyłam się go jako nastolatka, a potem poszedł w niepamięć. Niby skończyłam na poziomie B1, ale te 10+ lat później jak sięgnęłam po moje stare podręczniki, to tak jak bym widziała je pierwszy raz... Nie chcę też się stać niewiarygodna co do proponowanego niedługo przeze mnie modelu nauki - przetestowano na osobach postronnych, które francuski widziały pierwszy raz na oczy.

A czemu oszczędzanie 2000 franków i czy to na pewno nie jest wpis reklamowy? 
Intensywny kurs francuskiego w Szwajcarii kosztuje około 500-800 franków miesięcznie, najczęściej średnio 600. Większość z nich twierdzi, że jeden poziom językowy to średnio pół roku (A0->A1->A2 itd). Szkoła, którą wybrałam i ma wszelkie możliwe certyfikacje kosztuje trochę ponad 600 chf i twierdzi, że jeden poziom u nich to 3 miesiące. Z racji, że już języka się uczyłam, zdecydowałam się powtórzyć go sobie w domu, bo z marszu wpadłabym do grupy "zaawansowane A0 albo A1" (nawet nie pamiętałam liczb! null!). Czyli siedziałabym 3 miesiące na kursie po raz n-ty zaczynając francuski od zera i spalając się psychicznie i wyrzucając pieniądze w błoto...
A nie jest to wpis reklamowy, bo wszystkimi swoimi "odkryciami" w Szwajcarii jaram się jak pochodnia i chcę się nimi z Wami dzielić, a najłatwiej mi mówić o tym, co sama przetestowałam, ale możecie wybrać inne, podobne rozwiązania.

No to cóż to za magiczna metoda?

Słowem wstępu: żeby rzeczywiście miała ona dla Ciebie sens i była skuteczna, musisz mieć już opanowany przynajmniej jeden język obcy biegle i/lub mieć łatwość uczenia się języków i/lub słuch muzyczny i/lub smykałkę do logiki, matematyki (bo języki w sumie są schematyczne i logiczne i Ci, których mózgi działają trochę jak komputery - wygrywają). Musicie też być bardzo zmotywowani i/lub "target oriented" (czyli umieć wyznaczać sobie cele i je realizować, np.: 10 stron ćwiczeń dzisiaj albo 2h nauki bez rozpraszaczy typu fb lub tv ;) ), bo uczycie się 100% samodzielnie. Wpadłam na tę metodę ucząc się do matury i CAE. Kilkanaście lat nauki języka angielskiego, a nadal nie byłam w stanie ogarnąć gramatyki i to był zawsze mój najsłabszy punkt, który też hamował moją pewność siebie - ergo - zdolność mówienia w tym języku. Nie wiem czemu, ale ja w ten sposób nie dość, że w końcu pojęłam angielski, to jeszcze zaczęłam w nim mówić i wszystko stało się jasne. Mój mózg trzeba zaprogramować i dopiero zaczyna wypluwać wyniki, a nie wrzucać mu po trochu wszystkiego. Jak tylko brakuje mu jakiegoś klocka - brak zrozumienia najmniejszego elementu, to się blokuje na amen. Też tak masz?
No to do konkretów.

KROK 1
Nabywasz książkę z ćwiczeniami z gramatyki francuskiej (taką, która też wyjaśnia zagadnienia i najlepiej jeśli ma klucz poprawnych odpowiedzi).
40-60zł
Na przykład ja pracowałam z tą: http://hachettefle.pl/exercices-de-grammaire-en-contexte-niveau-dbutant  - jest ona wyczerpująca do poziomu "mid A2" (brakuje w niej future i imparfait, żeby nazwać ją wyczerpującą dla A2).
/hachette/
Dla osoby zaczynającej od zera może to być dość trudna książka.  
Minusy:
- jest absolutnie po francusku (ani grama innego języka)
- nie ma klucza (jest tylko do testów końcowych; odpowiedzi trzeba dokupić osobno)
- wymaga bardzo samodzielnego myślenia - czyli googlowania jeśli czegoś nie rozumiemy
Plusy
- jest absolutnie po francusku - na początku będzie Ci bardzo ciężko, ale jak się nie poddasz i wpadniesz w rytm po kilku pierwszych stronach, to bardzo szybko złapiesz język
- ćwiczenia są sprytnie skonstruowane - nie ma innej odpowiedzi niż jedyna właściwa, zero wątpliwości i bardzo typowe i specyficzne konstrukcje, jednoznaczne
- dużo różnorodnych ćwiczeń i typowe, codzienne słownictwo - nie nudzisz się, ćwiczysz na wiele sposobów i przy okazji ogarniasz "zwykłą" komunikację
- progresywny poziom trudności (bardzo dobra metodologia, łopatologiczna) - najpierw ćwiczysz proste konstrukcje, przypadek po przypadku i stopniowo jest rozwijane zagadnienie, bez zaskoczenia i bez wprowadzania zamieszania co masz w danym momencie zrobić; nie rzucają na głęboką wodę

Na pewno są na rynku inne książki do gramatyki (możecie wybrać sobie sami), ja polecam tę, bo z tą miałam styczność. A wiadomo, że czasami ciężko o dobre, rzetelne materiały. Książki językowe potrafią być źle skonstruowane, zawierać same w sobie błędy itd.

Jeśli chodzi o angielski, to polecam książkę mojego życia: "Gramatyka angielska dla zaawansowanych", M. Matasek (mam nadzieję, że nowsze wydania niż moje nie są gorsze jakością, tylko po prostu mają nową okładkę...)

KROK 2
Nabywasz kurs online, na przykład ten: http://www.francuski.6ka.pl/ . Minimum 2 poziomy, najlepiej 3.
Dlaczego ten? Nie znam innych kursów online, ten polecił mi znajomy, bo był tani i sam go przerabiał. 2 poziomy to raptem około 120zł (tyle co komplet książek na 1 poziom), a masz do niego bezterminowy dostęp.
Możliwe, że są lepsze i tańsze kursy, ale musicie ich poszukać sami, bo nie mam rozeznania. I uważać na hochsztaplerów... Jest mnóstwo "apek" językowych, ale często nie są lepsze od google translate...
Plusy ww. kursu online:
- dużo nagrań (choć brakuje "dłuższych nagrań", typu "a teraz wysłuchaj i powiedz co zrozumiałeś")
- łopatologicznie i do bólu wytłumaczone zagadnienia
- bardzo praktyczne podejście do języka - nie nauczysz się na tym kursie "poetyki" i niuansów, ale na pewno pomoże Ci on w codziennej komunikacji i ogarnięciu podstawowych zagadnień
- cena i dostępność
Minusy:
- kurs niestety jest obarczony błędami technicznymi lub językowymi, ale do poziomu o którym mówimy nie ma to wielkiego znaczenia
- ćwiczenia czasami nie są jednoznaczne - możliwych odpowiedzi bywa kilka, a system nie wszystkie uwzględnia jako poprawne (ale jeśli umiemy samodzielnie myśleć to zamiast się wkurzać na błąd, to wydedukujemy to sami) itp.
- rozwiązanie IT jest dość archaiczne, choć piękne w swojej prostocie - czasami klawiatura ekranowa francuskich znaków zasłania Ci ćwiczenie lub musisz przewijać stronę, żeby mieć do niej dostęp; czasami "błędem" jest postawienie kropki na końcu zdania lub jej nie postawienie, a ma to najmniejsze znaczenie w kontekście danego ćwiczenia
- osoba czytająca nagrania czyta hiperpoprawnie lub czasem nie do końca poprawnie - przesadnie, język mówiony brzmi troszkę inaczej, zdecydowanie nie jest to native, niemniej nie ma tragedii, a w większości przypadków wsłuchujesz się właśnie w ultra poprawną wersję i masz szansę dokładnie powtórzyć

Co robię z powyższymi "nabytkami"?
Zaczynam od kursu online, przechodzę pierwszą część.
Jak już co nieco rozumiem - sięgam po książkę z gramatyką.
I naprzemiennie ustalam sobie tryb pracy kurs online/książka.

Np.: minimum 1 lekcja kursu dziennie; minimum 1 rozdział ćwiczeń dziennie.

W ten oto piękny sposób w miesiąc/miesiąc z hakiem jesteś na mocnym poziomie A2 (ewentualnie braknie Ci trochę słownictwa, ale od tego są słowniki i życie w danym kraju).
I właśnie zaoszczędziłeś 3 miesiące do pół roku straconego czasu i pieniędzy na kurs z ludźmi niekoniecznie tak lotnymi, samodzielnymi, ambitnymi i zdolnymi jak Ty :) .

W moim wypadku jechałabym tak spokojnie do B2, bo wolę najpierw wbić sobie w mózg gramatykę, a potem wrzucać w "algorytm gramatyki" pozostałe zagadnienia językowe do swojego mózgu. I to nie znaczy wcale, że śmigam w pojęciach typu przydawka, COD i COI - to jest akurat dla mnie abstrakcja. Ogarniam na chłopski rozum i działa :). Jednak chcę się trochę posocjalizować, zweryfikować dotychczasowe umiejętności i poćwiczyć gadanie w komfortowych psychicznie warunkach. Brakuje mi śmiałości dopóki nie jestem zmuszona, aby wydukać coś z siebie po francusku do tubylców.

Na razie jest nieźle, tak czy siak, bo od etapu, że próbuję coś powiedzieć (odświeżając szczenięce wspomnienia językowe) i nikt mnie nie rozumie przeszłam do etapu, że jak już coś mówię, to mnie rozumieją. A na kursie jeszcze nie byłam :) .

A jaki Wy macie "life hack" na naukę języków?

edit: kontynuację znajdziesz TUTAJ <-