Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opieka. Pokaż wszystkie posty

Końska rutyna - "naturalne" różnice w stajennym obrządku między Polską a Szwajcarią

/
Nadchodzi czas podsumowań. Niedługo minie nam rok na obczyźnie. Nadchodzą pierwsze refleksje, które mają już zalążki bycia ugruntowanymi. Co mnie wkurza? Co mnie boli? Co mi się tutaj podoba?

1.
Dość trudno było mi przyzwyczaić mojego zwierza do zimnej wody z węża w ramach prysznica. Z reguły stacjonowałam w Polsce w stajniach z dostępem do ciepłej wody "dla koni". Owy osobnik jest przyzwyczajony niezależnie od pory roku do chłodzenia nóg, co uważam za najważniejszą profilaktykę problemów z krążeniem i ścięgnami/więzadłami (dla niewtajemniczonych połowa nogi konia prawie nie ma mięśni), ale poza turboupałami nie fundowałam mu nigdy zimnego prysznica. Tu jestem do tego zmuszona. Na początku mnie to denerwowało, gdyż mój specjalny przypadek ma wrażliwe plecy i dość łatwo dostaje "porażenia" mięśni (ogólnego usztywnienia, podobnego do mięśniochwatu, ale w bardzo lekkiej wersji). Nie sprawdzałam jak to jest w innych stajniach, ale domyślam się, że mało kto się tutaj przejmuje ciepłą wodą na myjce, bo w sumie większość roku jest po prostu ciepło, a szczególnie od maja do końca września konie za zimny prysznic rżyście podziękują.

2.
Półotwarte hale. Nie podróżuję w ramach turystyki stajennej, po zawodach też rzadko jeżdżę, ale większość stajni jakie widziałam ma konstrukcje półotwarte.
http://www.centre-equestre-divonne.com/ 
Na początku mojej przygody z Szwajcarią obawiałam się, że taka hala, to "po nic" i irytowało mnie, że mój nadpobudliwy zwierz ma szansę na doświadczanie nadmiaru bodźców (obserwując lub nasłuchując co się dzieje poza halą). Obecnie widzę tego ogromne plusy i nie wyobrażam sobie tutaj pełnej hali. Dlaczego? Zimy nie są mroźne, więc nie trzeba się specjalnie przed nimi chronić. Tak naprawdę tutaj funkcja hali zimą to przede wszystkim osłona podłoża. Całą zimę mogłam jeździć bez rękawiczek, chociaż Szwajcarzy patrzyli na mnie jak na nienormalną.... ;) Niedawno zdałam sobie sprawę, że częściej korzystam z tej hali latem, bo upały są bardziej uciążliwe niż mrozy tutaj. Ponadto ten nadmiar bodźców pozwala systematycznie przyzwyczajać konie do "atrakcji" i niwelować ich "gorącą głowę", więc później wyjazdy w teren czy na zawody są dużo spokojniejsze i bezpieczniejsze. Niemniej konie młode lub nowicjusze danych warunków jak moje rude potrzebują trochę czasu. Szczególnie jeśli tuż koło hali jest warsztat samochodowy i towarzyszące mu dźwięki ;).

3.
Zapomniałam co to kontuzje i konflikty stajenne. Nie wiem czy to standard szwajcarski czy akurat moja stajnia, ale tfu tfu tfu nie musiałam od roku wzywać weterynarza do poza cyklicznych zagadnień. Tutaj - karmienie precyzyjnie co do zaleceń, pilnowanie jakości i regularności dostaw paszy, czystość, bezpieczny obrządek przy koniach w tym wyprowadzanie na uwiązie, pojedynczo; padokowanie według ustaleń - często indywidualnie; brak agresji stajennych wobec koni - np. polskie "widłami go, bo nie chce się przesunąć"; pilnowanie grafiku stajni; zmienianie derek; obserwowanie dobrostanu koni i nietypowego zachowania; bieżące naprawianie infrastruktury i inwestycje w nią; nieginięcie rzeczy (w PL uwiązy, kantary, baty i inne drobne przybory stajenne giną na potęgę) i wiele innych dla koniarza oczywistych rzeczy, ale niekoniecznie dla właścicieli i zarządców stajni w Polsce - są absolutnie oczywiste i normalne.

4.
Karmienie musli w standardzie. Na początku dziwiło mnie to i nie podobało mi się, że nie mogę sama sobie wybrać czym chcę karmić konia (w standardzie musli Purina, a jak chcę inne to muszę dopłacić). Efekt? Moje konisko zawsze było bardzo ekonomiczne pod względem karmienia (w kontekście efektywności wykorzystywania paszy) i zawsze było żarte za trzech, ale zawsze też miało dobry przemiał i jeden trening to były minimum 3 kupy - dość uciążliwe sprzątanie po nim. Od kiedy wcina stajenne musli:
- nie ptorzebuje suplementów
- mniej wydala i lepiej trawi - co tylko dorzuca do worka moich argumentów - "nie, to nie jest stres-kupa, ten typ tak ma" - okazuje się, że jego kwestie wydalnicze mogą być związane z problemami trawiennymi lub alergiami, które niweluje podawanie dobrze skomponowanego musli; nie wspominając już, że wygląda "jak milion monet".
Odobraziłam się na Purinę i nie kombinuję już jakie musli mu podawać, czy nie sprowadzić mojego ukochanego Pro-linen.

5.
Wielu koniarzy ma własne przyczepy. Na początku mnie to dziwiło, ale jak zdałam sobie sprawę, że w stosunku do zarobków i siły nabywczej franka, nabycie przyczepy to jak "zakup roweru", to już ten widok mnie nie dziwi. Tym bardziej, że jak już się ma prawo jazdy na B, to dość łatwo jest zrobić prawo jazdy na przyczepę.

6.
Wiele zawodów jest rozgrywanych w tygodniu, a nie tylko w weekend, a ostateczny termin zapisów jest na miesiąc przed zawodami. Pierwsza moja reakcja to był szok, ale teraz widzę, że:
- zawody są tanie i jest bardzo dużo chętnych - profesjonaliści w ogóle nie jeżdżą na weekendowe zawody, chyba że są bardzo ważne;
- dzięki wymogom co do zapisów wszystko przebiega gładko i terminowo (a w Polsce często jest chaos, chociaż fakt też, że ciężko jest w ogóle zebrać chętnych i wszystko dopiąć w PL) a w razie nieprzewidzianych okoliczności jak kontuzja patrz punkt pierwszy - i tak jest tanio, więc niewiele się traci.

7.
Niska popularność solarium. W Polsce owe urządzenie zaczyna być wysoko pożądanym w pensjonacie. Tutaj nie ma aż takiego popytu... bo jest bardzo łagodny klimat i dużo słońca. Mój koń sam "uprawia solarium" stojąc na swoim przystajennym padoczku. Cieszę się, że wybrałam mu taki boks, bo widzę, że do boksu wchodzi tylko na jedzenie :). Z bólem serca pozbawiłabym go tej możliwości wietrzenia się. Co więcej, moje zwierzę nie cierpiało deszczu i wiatru, a od kiedy to on decyduje kiedy wychodzi - może stać na deszczu ile wlezie (niestety ja mu to ograniczam, bo jego plecy nie są tak optymistyczne jak on).

Trzymanie konia w Szwajcarii można podsumować jako - zdjęcie wszelkich końskich problemów i zagwozdek z głowy. Usługi zdecydowanie wartej swojej ceny - płacisz i masz ... jak w zegarku.


Jak uszczęśliwić konia

/
Właściciele i opiekunowie koni nieustannie muszą się mierzyć z rozwikływaniem wielu zagwozdek końskiego obrządku. Nakarmiony/napojony za późno czy za wcześnie? Siano już odparowało, czy jeszcze nie? Słoma, czy trociny? Derka za mała, czy za duża? Siodło za szerokie, czy za wąskie? Golić, czy nie golić? Kuć, czy nie kuć? Pasza x, czy y? Więcej białka, czy mniej? Witaminy, czy zioła? Kolka, czy wzdęcie? Kuleje, czy ma "zakwasy"? Ochraniacze, czy owijki? Trzeba już robić zęby, czy może bolą plecy? Ruszyć go rano, czy wieczorem? Wymienione pytania, to tylko kropla w morzu wielu koniarskich dylematów.

Wszyscy "w temacie" wiedzą, że końskie zdrowie to sympatyczny mit, a jazda konna to nie tylko siedzenie na koniku.

Nieustannie zastanawiamy się bądź trzęsiemy nad dobrobytem naszych kopytnych. Chuchamy, dmuchamy, dbamy, chronimy, myślimy za dwoje, kupujemy wszystko, co wydaje nam się najlepsze. I tu właśnie jest pies pogrzebany. To, co nam się wydaje najlepsze. 

Z końmi trochę jak z dziećmi, nasze błędy lub brak czasu chcemy im wynagrodzić materialnie. Nowy czapraczek, nowe cukiereczki, nowa szczotka, super hiper high shine olej do kopyt. Czy zastanawiacie się kiedykolwiek na ile to koń ma potrzeby, a na ile Wy i które to te właściwe?

Szczęśliwe dziecko to brudne dziecko i ... szczęśliwy koń to brudny koń :). Żarty na bok.

Ostatnimi czasy ze względu na dość częste i intensywne opady różnej maści i ewentualne nocne przymrozki konie w naszej szwajcarskiej "przechowalni" (stajni) nie były wypuszczane na owe nieziemskie padoki, które tak ochoczo zachwalałam. Bo twardo, bo grząsko, bo trawa nie urośnie. Faktem jest, że niby marzec, a padoki już zielone aż miło patrzeć, więc trzeba właścicielom przyznać rację i oddać honor.

Niemniej od miesiąca z tego też względu moje kopytnisko było wybitnie sfrustrowane, nadpobudliwe na bodźce, wystraszone na zmianę z apatią. Można by powiedzieć, że coś w rodzaju dwubiegunowej depresji. 

Ale już jeden dzień na padoku sprawił, że absolutnie się wyluzował i rochmurzył wyraz pyska.

I tak to już w tym końskim świecie jest. Żaden antydepresant (tak jak jedna z koleżanek w stajni zaczęła podawać), uspokajacz, ziółka nie dadzą koniowi tego, co po prostu najpospolitsze w świecie PADOKOWANIE.

Więc apeluję do wszystkich miszczów szportu, którzy boją się wypuścić swojego czempiona, bo nie daj bóg się uszkodzi, albo spali energię, którą miał mieć na trening i do wszystkich nadmiernie troskliwych mamusiek swoich konisiów - BŁAGAM, PADOKUJCIE swoje konie!

Największe szczęście w świecie, na końskim leży grzbiecie, a najlepiej porządnie wytarzanym wraz z przewianą przez swobodne galopady głową.

Myślałam, że dostęp do mini padoczku z boksu, na który moje kopyta mogą sobie wyjść kiedy chcą, będzie dobrą protezą padoku i że w miesiącach, gdy padokowanie jest luksusem, pozwoli to na zachowanie równowagi psychicznej, tym bardziej skoro w pobliżu są koledzy, a na padok chodzi sam... (takie są zasady stajni, nie mam na to większego wpływu, kwestia odpowiedzialności i ewentualnego odszkodowania w razie W jak domniemam, w Szwajcarii na wszystko jest ubezpieczenie i się na wszystko chucha).

Koledzy kolegami, ale koń został stworzony do biegania. Dzięki temu też jest to tak użyteczne zwierzę - ma naturalną potrzebę ruchu. Wręcz imperatyw.

Mój koń "zjadł snickersa" w formie pierwszej wiosennej trawy, wybrykał głupie pomysły i znów jest kochanym towarzyszem, bez humorów i adhd (zawsze miał adhd, głową nadal źrebię, ale tu mówię o adhd w wykonaniu konia z adhd, czyli stan wyjątkowy).

Konia na padok, a za wszystko inne zapłacisz mastercard ;).

Kastrować i dbać!

/

Czy ktokolwiek widział w Szwajcarii zabidzone zwierzęta?

Czy ktokolwiek widział szczekającego, rzucającego się na ludzi lub inne zwierzęta psa?

Czy ktoś widział zabidzonego, maltretowanego konia?

Może tak, ale to są tak marginalne przypadki, że nie sposób sobie nawet zdawać z nich sprawę!

O tym, że sąsiedzi mają psy wiem tylko jeśli widzę, że ktoś z nimi spaceruje, bo... ich nie słychać. I nie, nie mają naciętych strun głosowych - są obowiązkowo wyszkolone. Podobno (jeszcze tego nie przechodziłam i nie wgryzałam się w temat, ale spokojnie możecie doczytać szczegóły u blabliblu) każdy pies musi zostać zarejestrowany i w odpowiednim czasie przeszkolony wraz z właścicielem.
Podobno też, gdy chcesz wziąć czworonoga ze schroniska, to proces adopcyjny jest prawie tak skomplikowany jak adopcja dziecka. 

Koty sąsiadów regularnie przechadzają się po moim ogródku poszukując posiłku jeża Henryka lub ostentacyjnie wślepiają się w drzwi balkonowe, gdy go nie znajdą. Wszystkie odpasione jak delikwent na zdjęciu powyżej i piękne (np. tureckie; dużo rasowych).

Konie wszędzie krągłe jak pączki w maśle, a już nawet współczesne, niemieckie metody szkoleniowe są na wrażliwość szwajcarską za ostre. Czasami "wstydzę się" jak jeżdżę, choć uważam, że krzywdy koniowi nie robię (może to tylko niska samoocena), niemniej dynamika mojej jazdy wydaje mi się ogromna w porównaniu z dynamiką jazdy i wymagań tutejszych jeźdźców, wcale niezłych.

Kastrować i dbać!
Tak podsumowałabym motto posiadania zwierząt w Szwajcarii. Wszystkie zwierzęta niehodowlane a towarzyszące są wykastrowane i zadbane i wg mnie tak powinno być w cywilizowanym kraju. Tylko w Polsce widziałam takie obrazki, że jak mężczyzna posiada psa czy konia to koniecznie "z jajami", "bo szkoda mu zwierzęcia, tak jak sam siebie by nie wykastrował". No żesz ile trzeba mieć IQ, żeby takie głupoty wygadywać! Zwierzę odizolowane od stada i "warunków naturalnych" męczy się ze swoją seksualnością i płodnością i męczy też swoich właścicieli! Niekastrowane zwierzęta też, o dziwo, częściej chorują!

W kontekście koni długo tłumaczyć nie trzeba, bo ogiery są po prostu niebezpieczne, a trzymanie konia, który jest ogierem dla własnego dobrego samopoczucia to skazywanie takiego zwierzęcia na izolację, depresję, frustrację itd. Ogier nie może wychodzić na padok z innymi końmi, musi mieć bardziej pozabezpieczane swoje miejsce przebywania itd. itp. Oczywiście, zdarzają się baranki, które nie wiedzą jak pachnie klacz, ale to są wyjątki i kwestie indywidualne.

Dla mnie, jako koniary, kastrowanie zwierząt "do towarzystwa" jest absolutnie normalne i wręcz obowiązkowe i dla cywilizowanych kultur jak szwajcarska najwyraźniej też. I tak trzymać! Logika górą!

W wolnej chwili postaram się zebrać wszystkie ciekawostki na temat prawa do posiadania zwierząt w Szwajcarii, takich jak to, że zwierzątka towarzyskie (np. chomiki) można kupować tylko w parach, albo że psa można pozostawiać bez opieki max 8h.

Więcej o szwajcarskim prawie:
https://www.animallaw.info/statute/switzerland-cruelty-swiss-animal-protection-ordinance 

I prawo dotyczące dobrostanu zwierząt w Szwajcarii służące jako wzorzec w analizie:
https://www.djurensratt.se/sites/default/files/best-animal-welfare-in-the-world.pdf 

Obalamy mity na temat kastracji:
http://www.obrona-zwierzat.pl/sterylizacje.html