Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podróżowanie. Pokaż wszystkie posty

Bad Ragaz & Liechtenstein - plan na weekend


/Taminaschlucht, Liechtenstein i Bad Ragaz


Okolice Bad Ragaz będą zarówno świetne na weekend jak i na dłuższy pobyt. Miejscowość ta jest dobrym punktem wypadowym zarówno do Liechtensteinu, St Gallen jak i północnej części Gryzonii. Jednocześnie też sama ma co nieco do zaoferowania.

Poniżej propozycja wycieczki, dodatkowe atrakcje i ciekawostki.   

1. czwartkowy lub piątkowy wieczór: Schloss Fracstein


/Fracstein
 
Jest to niezobowiązujące, acz interesujące miejsce. Raptem 19 metrów kwadratowych i 3 piętra wysokości, za to wyjątkowa konstrukcja zintegrowana z brzegiem klifu górskiego. Zamek powstał prawdopodobnie około X-XIw., a wzmianki historyczne pojawiają się już w XII-XIIIw. Ponad same ruiny zamku, który widzimy, na wschód od budowli mieścił się także kościół oraz od zamku do rzeki rozciągał się łuk bramy uwieńczony domem strażniczym tejże bramy - konstrukcja ta została zburzona w celu budowy nowoczesnej infrastruktury wzdłuż rzeki. Budowla ta strzegła istotnego szlaku handlowego i pobierała "cła" i opłaty za towary przewożone tymże szlakiem. Po przejęciu przez Habsburgów, mniej więcej od XVw. zamek został opuszczony i popadał w ruinę. Bywał jeszcze okupowany w momentach konfliktów zbrojnych przez austriackie czy francuskie siły zbrojne, ale nie został odbudowany.
 
"Zwiedzanie" tego miejsca nie jest najprostsze, ale nie jest też specjalnie wymagające. Nawigacja typu google dobrze wskazuje lokalizację, ale nie widać tegoż zamku z ulicy. Najlepiej przejechać parę metrów dalej od punktu na mapie i zaparkować "na dziko" w zatoczce ulicy, a potem wrócić i skierować się na pierwsze możliwe schody do góry. Niedaleko schodów jest też tablica informacyjna jak doszło do odkrycia ruin tegoż zamku. Podejście do zamku jest dość strome, więc polecam buty sportowe i w miarę dobrą kondycję. Ja jak zwykle poszłam w klapkach, dałam radę, ale nie polecam. 
Nie jest to też najistotniejszy punkt wycieczki, chyba że pasjonują Was zamki i historia. Dla mnie to był miły akcent na zakończenie dnia, z którym nie mieliśmy nic lepszego do zrobienia. Próbowaliśmy też obejrzeć inne zamki w okolicy, ale są sprywatyzowane albo służą jako instytucje publiczne, więc nawet nie zawsze dało się podejść z bliska. 

Fracstein też jest wyjątkowo fotogeniczny przy wschodzie bądź zachodzie słońca, więc można go ująć jako element "foto safari". Od zaparkowania i wejścia do zejścia z góry wycieczka zajmie Wam może 30-45 minut. 

2. DZIEŃ 1 - Taminaschlucht i Tamina therme


Podejście do źródła wód termalnych zajmie Wam około 1h w jedną stronę ubitą drogą o bardzo małym nachyleniu. Trasa zaczyna się w Bad Ragaz i opcjonalnie można podjechać autobusem pocztowym lub bryczką (na zamówienie).  

Aby wejść na ostatni odcinek trasy - do samych źródeł - należy kupić bilecik w korytarzu restauracji na miejscu. Światło przebija do tego wąwozu głównie w południe (11-13), więc warto tak zaplanować wycieczkę, aby dotrzeć tam około południa. Jest to też punkt wypadowy na bardziej górskie szlaki, więc można rozszerzyć plan dnia o te szlaki. 



3. DZIEŃ 2 - Liechtenstein


Dla mnie jest to fascynujący kraj, tak jak Monako czy Andora. Chciałam "dotknąć" czegoś nieoczywistego w XXIw., czyli mikro państwa o nietypowej historii. W skrócie: możny, bogaty ród miał problem z awansem społeczno-tytularnym, więc odkupił kawałek ziemi o odpowiednim statusie aby uzyskać wyższe honory i tak to państewko sobie spokojnie dalej istnieje, bo nikt nigdy nie miał interesu w tym, żeby je np. przejąć. Ponadto, kraj ten słynie z bycia światowym centrum sztuki ze względu na zaangażowanie rodziny książęcej w tę dziedzinę. Jak możecie się pewnie domyślić, pejzaże Liechtensteinu, gdy już znamy zjawiskowość samej Szwajcarii, nie należą do specjalnie wyjątkowych, ale warto odwiedzić tamtejsze muzea i galerie sztuki, z których większość jest w Vaduz.
 

Samo Vaduz jest warte spaceru. Uliczki przyozdabiają niezliczone rzeźby, uliczka Mitteldorf (prowadząca do zamku, ale bardziej od strony miasta) jest najbardziej zabytkową i uroczą. 
Zanim jeszcze do Vaduz dojedziemy warto też się zatrzymać przy dawnym drewnianym moście łączącym Szwajcarię z Liechtensteinem - Sevelin. 


 

Na zakończenie spaceru można w muzeum pocztowym lub w punkcie informacji turystycznej poprosić o pamiątkową pieczątkę do paszportu i wybrać się na degustację win z winnicy książęcej. Ich Merlot smakowało wg mnie jak Pinot Noir, a wiele z ich win tak naprawdę powstaje z upraw w Austrii (tak, Liechtenstein posiada też ziemie w Austrii), niemniej warto "posmakować Liechtensteinu".

4. DZIEŃ POWROTU / DODATKOWE ATRAKCJE

Mając troszkę więcej czasu warto wziąć pod uwagę wycieczki do:

- wioski Heidi (tuż obok)
- Schloss Werdenberg (20 minut od Bad Ragaz)
- Caumasee - Flims (30 minut od Bad Ragaz) - szczerze powiedziawszy mam ochotę tam wrócić na jakiś weekend, bo okolica Flims jest bardzo ciekawa


- St Gallen i ich zjawiskowej biblioteki (1h od Bad Ragaz)



- galerii/muzeum Kulczykowej - Muzeum Susch (1h wgłąb Gryzonii, dlatego zależy ile macie czasu i jak bardzo lubicie się przemieszczać)




Na zakończenie - mały bonus. Nasza wycieczka wypadła w święto narodowe w Szwajcarii - Święto założenia konfederacji. W związku z tym nie tylko mieliśmy okazję podejrzeć jak się bawią w niemieckojęzycznej części Szwajcarii (a bawią się ostro), ale też usłyszeć koncert na tradycyjnych alpejskich instrumentach:

Mam nadzieję, że ten artykuł będzie Wam pomocny i dajcie znać, na jaki temat chcielibyście jeszcze poczytać :) 

___________________________
źródła:
W tym wypadku korzystałam z trzech różnych przewodników o Szwajcarii, ale najwięcej informacji i inspiracji pozyskuję z tego z National Geographic. Ponadto research w szeroko rozumianym internecie.

Etyka podróżowania z Blablacar na przykładzie od Ambasadora tej platformy

/ Zdjęcie autorstwa Andrea Piacquadio z Pexels

A co gdyby umarł Ci pasażer w trakcie trasy?

Ostatnio miałam bardzo nieprzyjemną podróż z pewnym pasażerem, co się nie zdarza, bo z reguły mam bardzo pozytywne doświadczenia z tą platformą. Wyjeździłam już status Ambasadora na Blablacar i chciałam się z Wami podzielić wnioskami z ostatniego przejazdu.

Artykuł ten dzieli się na dwie części. Na początku przedstawiam swoje przemyślenia i sugestie zasad do wdrożenia, a na samym końcu opisuję sytuację, która zainspirowała ten wpis.

Już wcześniej pokusiłam się o wpis w formie dekalogu zasad korzystania z Blablacar - KLIK. W tym artykule chciałabym rozszerzyć temat o ASPEKT ETYCZNY WSPÓŁDZIELENIA PRZEJAZDÓW.

Przypominam, że kierowcy oferujący przejazdy na tej, czy każdej innej platformie polegającej na umożliwianiu innym przejazdu tą samą trasą ("covoiturage", "carpooling") z zasady nie zarabiają na takich przejazdach. Ideą tej aktywności jest tak naprawdę sformalizowany "autostop". Skoro już jadę i mam miejsce, to mogę kogoś zabrać, a przy okazji mogą się troszkę zredukować koszty podróży.

Trasa Genewa-Monako w benzynie, opłatach za tunele i za autostrady kosztuje około 150 euro. Blablacar pozwala na maksymalną stawkę za pasażera - 20 euro. Nawet jak wezmę trzech, to ledwo dobijam do połowy kosztu.
Dlatego też jeśli muszę kogoś odebrać lub dowieźć (i nie jest to środek nocy), to nie zgadzam się na przejeżdżanie przez centrum miasta, objazdy, zmianę trasy itd. 10 minut zjazdu z trasy, to 20 minut wraz z powrotem na nią i kolejne 10-15 na szukanie parkingu, szukanie pasażera itd. Czyli w sumie może wyjść ponad pół godziny straty na trasie i ewentualnych dodatkowych kosztach. Nie robię tego zawodowo, nie zarabiam na tym, to tylko moja dobra wola, że w ogóle ogłaszam przejazdy i nie lubię pretensjonalnych osób. 

Po co korzystam z Blablacar, skoro często jest to "nic nie warte"? 
- aspekt ekologiczny - im więcej osób tym mniej negatywny wpływ na emisje i środowisko,
- aspekt społeczny - ktoś może oszczędzić jadąc ze mną, a czasami jest to bardziej dogodne połączenie niż komercyjne, a i tak i tak musi jakoś pokonać tę trasę (nie generuję potrzeb, które by nie istniały),
- aspekt towarzyski - bardzo często poznaję bardzo ciekawych i fajnych ludzi, z którymi przyjemnie jest spędzić czas albo nawet kontynuować znajomość.

Co może pójść nie tak?

Ponad ww. artykuł z dekalogiem, zabieranie osób bez zweryfikowanego profilu, bez zdjęcia, bez ocen zawsze jest jakimś ryzykiem, a już największym - umawianie się na przejazd poza oficjalnym systemem rezerwacyjnym. Takich sytuacji z reguły unikam. 

Tym razem wydarzył mi się wyjątkowo niefortunny przejazd, na przykładzie którego chciałabym Was uczulić na etykę korzystania z Blablacar:

1. Jeśli masz trudną sytuację i Twój przejazd jest konieczny ze względu na nią: porozmawiaj o niej szczerze i szczegółowo z kierowcą/pasażerem przed przejazdem.


NIEDOPUSZCZALNYM wg mnie jest obciążanie kierowcy Twoimi problemami. Osobiście ogłaszam moje przejazdy w większości przypadków jadąc NA URLOP. Niestosownym wg mnie jest, aby teraz osoba z ciężką sytuacją wywierała na mnie presję bądź odpowiedzialność za swoje problemy. Jeśli masz ważną, pilną sytuację albo Twój stan zdrowia może być wątpliwy w trakcie przejazdu - powinieneś skorzystać z komercyjnego przejazdu (autobus, pociąg, samolot), który musi spełniać pewne kryteria wg przepisów prawa dotyczących przewozu osób, który jest zobowiązany posiadać procedury w nagłych przypadkach i który daje Ci pewne gwarancje dotyczące trasy, czasu itd.

2. Raczej pisz niż dzwoń - rozróżniaj co jest pilne, a co nie i czy naprawdę to z czym dzwonisz dotyczy Twojego kierowcy/pasażera.


Czy jak rezerwujesz przejazd autobusem to wydzwaniasz do kierowcy prosząc go o to, żeby np. szybciej jechał albo zmienił trasę? Czy jak lecisz samolotem to dzwonisz do pilota, żeby zmienił lotnisko? Oczywiście, że magia blabla to także możliwość dogadania się co do przejazdu, ale nie WYMUSZANIA pewnych rozwiązań ani NĘKANIA kierowcy telefonicznie i zabierania mu czasu właśnie np. na urlopie. Jak będę miała czas - odpiszę. I tak codziennie sprawdzam wiadomości na Blabla, ale nie dzwoń do mnie 3 razy dziennie przez 4 dni o dowolnej porze dnia i nocy. Numer telefonu służy przede wszystkim do tego, żeby odnaleźć się w ustalonym miejscu, a nie do wszelkiej maści uzgodnień. Oczywiście, znajdą się też kierowcy, którzy wolą się porozumiewać telefonicznie, ale albo będzie o tym informacja w opisie przejazdu, albo Ci to zakomunikują, albo zadzwonią sami, albo przez dłużej niż 48h Ci nie odpiszą, albo zostanie Ci tylko kilka godzin do przejazdu i będziesz czuł się we mgle i będziesz musiał zadzwonić.

3. DO WSZYSTKICH, TAKŻE RODZIN OSÓB PODRÓŻUJĄCYCH Z BLABLACAR: uważaj na zdrowie, niezależnie czy jesteś pasażerem, rodziną pasażera czy kierowcą.


W trasie może się wydarzyć wszystko: ktoś może dostać zawału, udaru, wylewu, MOŻECIE NAWET SPOWODOWAĆ WYPADEK! Jeśli ktoś jedzie w trasie, nie dzwońcie ze wstrząsającymi informacjami jak np. że ktoś umarł! Albo kierowca tak się zestresuje że wjedzie w drzewo albo pasażer dostanie zawału i odpowiedzialność spadnie na kierowcę! W trakcie przejazdu cała komunikacja powinna dotyczyć wyłącznie tego, co dotyczy samego przejazdu. Pozostały chaos informacyjny zostawcie sobie na później. 

Co się wydarzyło, że pozwoliłam sobie na aż taki artykuł? 


Pewna osoba, z kilkoma nawet dobrymi komentarzami, w bardzo nachalny sposób chciała zarezerwować przejazd dla swojego brata. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek może się wydarzyć, więc zaakceptowałam ich prośbę. 

Od tego momentu miałam CONAJMNIEJ 3 telefony dziennie od niej, od jej męża, od jej kuzyna, od jej brata i wszystkich świętych aby doprecyzowywać przejazd i gadać niewiadomo o czym. Po głosie i tym właśnie ciągłym dzwonieniu oraz dziwnych pytaniach jakie zadawała (np. czy chcemy się spotkać przez przejazdem żeby się poznać...) stwierdziłam, że jest to po prostu starsza osoba i trzeba się uzbroić w cierpliwość. 

Okazało się że w tej całej nachalnej komunikacji i milionie niepotrzebnych nikomu informacji zapomnieli o najważniejszym: brat był przygłuchy i z lekką demencją, a także w tak zaawansowanym wieku, że bałam się go ze sobą zabrać! To nie były 2h przejazdu tylko prawie 7. Na oko, bałam się, że ten człowiek nie dojedzie! Ponadto, w moim doświadczeniu zawodowym osoby z jakimkolwiek stopniem niepełnosprawności powinny podróżować z wykwalifikowanym opiekunem, a nie przypadkowymi ludźmi z Blabla! 

Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to to, że osoba ta nie miała ze sobą wody, a na zewnątrz było ponad 30 stopni. Pytałam, proponowałam. Nie chciał wody, nie miał wody, nie pił i nie jadł całą drogę. Na przystankach nawet nie wychodził do łazienki. Z każdym kilometrem mój stres wzrastał wykładniczo z obawy, że w najlepszym przypadku dostanie udaru cieplnego albo zatoru nerek. 

Jechał z nami, bo jego córka trafiła do szpitala i chciał być przy niej. Od dłuższego czasu chorowała na raka i jej stan się pogorszył. Mieliśmy go dowieźć na lotnisko, a tam odebrałby go kolega i zabrał do domu/szpitala. Rodzinka na szczęście dzwoniła do pasażera co pół godziny żeby sprawdzić czy wszystko ok. Do nas niestety też dzwonili i pisali z trzech różnych numerów, ale jak prowadzę to nie odbieram. Co jakiś czas tylko meldowałam gdzie jesteśmy i ile nam zostało trasy i czasu, ponieważ pasażer był na tyle zdezorientowany, że nie potrafił im tego powiedzieć i wprowadzał ich w błąd. NIE MOŻE BYĆ TAK, że kierowca musi się komunikować z rodziną/znajomymi przez całą trasę, bo pasażer nie jest w stanie! 

W połowie drogi jednak rodzinka popełniła błąd swojego życia, za który mogli zapłacić podwójnym pogrzebem. Zadzwonili powiadomić pasażera, że córka właśnie umarła... Nie dość, że już jechałam z duszą na ramieniu, to teraz ryzyko, że coś się temu człowiekowi stanie wzrosło kilkukrotnie! JAK MOŻNA BYĆ TAK NIEODPOWIEDZIALNYM!! 

Od tego momentu oczywiście zaczęły się też pretensje, że jedziemy złą trasą, że jedziemy za wolno, że mamy zmienić miejsce dowozu pasażera (rozkaz, nie prośba), musieliśmy zmienić trasę o 40km, a także jej kierunek na przeciwny do naszego... Ok, nie musieliśmy, ale przecież nie zostawisz człowieka w takiej sytuacji w polu? Nie? Więc cała odpowiedzialność fizyczna i moralna została zrzucona na mnie jako kierowcę! 

Na szczęście dojechaliśmy, wykańczając zapas chusteczek w samochodzie na płaczącego pasażera. Rodzinka odwdzięczyła się dodatkową gotówką, która nie pokryłaby nawet połowy koszty taksówki z najbliższego lotniska do miejsca docelowego (a mają biznes w Monako) i powiem Wam tak - nawet jak by mi płacili w sztabkach złota, to ta cała sytuacja nie byłaby tego warta. Mogłabym to przypłacić własnym życiem i zdrowiem, pomijając że popsuli mi ten hiper krótki wypad, którego celem był odpoczynek i relaks... 

Oczywiście że mam w sobie sporo empatii i dobrego serca, za dużo, ale czy ktoś ma trochę empatii dla mnie? Jeśli masz jakkolwiek podobną sytuację do powyższej, BARDZO CIĘ PROSZĘ, skorzystaj z oficjalnych metod transportu. A jeśli Cię na nie nie stać - zapytaj kierowcę, czy on w ogóle zgadza się brać w czymś takim udział. 

Nie interesuje mnie gdzie pracujesz, co robisz w życiu i jak nazywa się Twój kot - możemy sobie o tym pogawędzić w trakcie przejazdu, a nie przed - interesuje mnie za to to, co może dotyczyć naszej wspólnej trasy: twój stan zdrowia, cel podróży, problemy które mogą na nią wpłynąć.


Jak, jako kierowca, mogę uniknąć takich sytuacji? Nie akceptować rezerwacji, w których ludziom podejrzanie "za bardzo zależy" na przejeździe ani takich, z którymi widzisz, że jest problem w komunikacji (za dużo, za mało, niezrozumiale).
Np. nie zaakceptowałam kiedyś osoby, która na pytanie "dlaczego jedzie" odpowiedziała "bo mam tam ważne spotkanie" - jeśli masz ważne spotkanie i umawiasz je nie wiedząc jeszcze jak i kiedy na nie dojedziesz, to znaczy że jesteś niepoważną osobą, a samo spotkanie może wcale nie jest takie ważne... W najlepszym przypadku po prostu kłamiesz, albo próbujesz wywrzeć na mnie presję, więc nie interesują mnie takie osoby. 
Nie zaakceptowałam też kiedyś osoby, która bez opinii pisała do mnie w stylu google translate, że ma do przewiezienia dwie dziewczyny. Co to, handel ludźmi? 
Przykładów, w których na szczęście kogoś nie zaakceptowałam mogę mnożyć i one też nauczyły mnie na co uważać. Na szczęście nie jest to reguła. 

Nowozelandzkie wina warte uwagi

/wina nowa zelandia

Zrealizowaliśmy swoje marzenie - zwiedziliśmy Nową Zelandię od południa do północy. Zdjęcia z wycieczki możecie przejrzeć na instagramie KonnowSzwajcarię - KLIK. Jeszcze nie raz pojawi się artykuł nawiązujący do tego wspaniałego kraju i jakże bliskiego Szwajcarii. Są Alpy (tak Nowa Zelandia też ma alpejskie pasmo górskie), jeziora, winnice, a słynne kurorty zapożyczają nawet z CH nazewnictwo (np. hotel st moritz).

Tym razem chciałam wspomnieć co nieco o winach, które może nie były optyką mojej wycieczki, ale jak pewnie się domyślacie - mają niewiele wspólnego z winami eksportowymi. Nie jestem też wielkim znawcą wina, ale już Szwajcaria mnie trochę na ten temat przetrenowała, o czym przeczytacie np. TU - KLIK. Byliśmy raptem może w dwóch winnicach i to zupełnie przypadkiem, a większość zaopatrzenia i tak robiliśmy w zwykłych sklepach typu Countdown, 4square i inne delikatesopodobne. W Queenstown za to skorzystaliśmy z chwili na spacer po mieście, aby zajrzeć do profesjonalnego sklepu z winami. 

Wnioski? 
Wina Nowozelandzkie są bardzo podobne do Szwajcarskich, zarówno wytrawnością, głębią, bukietem, jak i ... ceną. Możliwe, że wynika to z podobnego klimatu, niskiego zanieczyszczenia, jak i wyspiarskiej izolacji. No, może mają więcej bryzy morskiej ;).
Wracając do cen i cytując samą siebie z artykułu o Szwajcarskich winach:

Zasada podstawowa jest chyba już większości znana, ale jeśli nie, to przytoczę ponownie: do 10chf - wina stołowe, niezbyt lotnej jakości; 10-15chf wina stołowe zdatne do użytku, 15-25 chf - nieważne co kupisz powinno być dobre, powyżej 25chf - klasa. Na przekór Szwajcarom - nie trzeba kupować wina za 100chf żeby było dobre. Na przekór Francuzom i Włochom - tak, wino szwajcarskie jest dobre. Na przekór Polakom - niestety, 10chf to "najtańsze" wino.

Przypominam, że NZD do CHF to jakieś 0,6, więc dosłownie można przyjąć podobne założenia jak wyżej. Co to dla nas znaczy?

"Myth busters" nowozelandzkiego wina:
- jeśli gdziekolwiek na świecie kupisz nowozelandzkie wino wartości 10 euro czy 40zł nie spodziewaj się, że będzie dobre - ono musiało przelecieć do Ciebie kilkanaście tysięcy kilometrów, przejść wszelkie cła i akcyzy...
- nowozelandzkie wino jest genialne i trzyma standard jakościowy (tak jak i szwajcarskie), jednak nie należy do tanich, bo i ceny ma szwajcarskie,
- nawet w zwykłym sklepie czy dyskoncie można kupić bardzo dobre wino,
- nawet najdroższe wina potrafią być na zakrętkę, a nie na korek co nie świadczy o jakości - Nowozelandczycy nie mają korka, sprowadzają go z Portugalii... razem z kornikami... Wiele winnic straciło niesamowite ilości wina, które zepsuło się przez trefne korki, więc dali sobie spokój z pozoranctwem.

Zanim przejdę do listy polecanych win (dla niecierpliwych - scroll do końca), chciałabym jeszcze wspomnieć o tym, gdzie to wino w Nowej Zelandii rośnie, skoro południe to baza wypadowa na Antarktykę z ogromną ilością opadów deszczu przez zderzające się fronty oceaniczne hamowane górami, a północ to "suche" wulkany i gejzery. Ponadto, Nowa Zelandia przez swoją izolację ma zupełnie inną gamę roślinności, niż ta znana nam w Europie, więc wszystko "zachodnie", co tam znajdziemy, zostało tam sprowadzone ("na siłę"). Ma też dość trudne, pagórkowate bądź górzyste ukształtowanie terenu i polega na imporcie materiałów. W rolnictwie przeważają bardziej praktyczne branże jak owczarstwo (i futro, i mięso, i mleko, i wystarczy wypaść...). No to gdzie to wino?

Najsłynniejsze regiony winne to: Marlborough, Martinborough, Hawke's Bay, pozostałe pięknie przedstawia poniższa mapa. Wyżej wymienione mają najbardziej sprzyjający klimat do uprawy wina, największe nasłonecznienie, sympatyczne ukształtowanie terenu i mniejsze ryzyko trzęsienia ziemi czy wybuchu wulkanu niż inne teoretycznie sprzyjające tereny.

Marlborough - w skład tego regionu wchodzi Wairau Valley, którą Maori nazywali "dziurą w chmurach". Jest to jeden z najbardziej nasłonecznionych regionów z bardzo bogatą i zróżnicowaną glebą, która pozwala na uprawianie różnorodnych odmian wina. Stał się słynny w 1980 roku za swoje Sauvignon Blanc.

Martinborough - osada z czasów kolonialnych porównywana klimatem i glebą do francuskiej Burgundii. Jak możecie się domyślać pozwala im to na produkcję doskonałych Pinot Noir,  Sauvignon Blanc i Syrah.

Hawke's Bay - jeden z najstarszych i największych regionów winiarskich w Nowej Zelandii słynący z Merlot i Cabernet. Biorąc pod uwagę, że osobiście Merlot kojarzy się z szwajcarskim Ticino, bądź północnymi Włochami, domyślam się, że tak można porównać tamtejsze warunki do naszych, dla lepszego ich zrozumienia.

źródło: https://www.nzwine.com/en/our-regions/


Do rzeczy, w zakresie 15-40 chf, z wyjątkiem jednego wina, gorąco polecam poniższe pozycje i jestem ciekawa, czy da się je znaleźć w Europie, kolejność alfabetyczna:

/

Próbowaliście już win z Nowej Zelandii? Macie swoje ulubione?


Shingle Peak Sauvignon Blanc

Vidal Reserve Syrah

Palliser Estate Sauvignon Blanc

Mills Reef Elspeth Chardonnay

Te Awa Single Estate Syrah

Paroa Bay Chardonnay


Szwajcarskie wina z różnych kantonów - mini przewodnik



Minęły prawie dwa lata od mojego ostatniego wpisu. Patrząc po statystykach - na szczęście komuś się przydają informacje tutaj zamieszczone. Niemniej, pora wylać na siebie wiadro wstydu, przełknąć  je i pójść dalej. Niestety, ostatni ponad rok był ogromnym wyzwaniem logistycznym i psychicznym w moim życiu. Miałam wiele spraw rodzinnych i formalnych do uprzątnięcia nie wspominając o dość mocno angażującym życiu zawodowym. Mój rekord pobytu w Polsce to 15 godzin. Mój rekord nie bycia w domu choćby przez jeden dzień weekendu o ile w ogóle to 4 miesiące. Jeśli ktokolwiek jest na tyle szalony, że namiętnie czeka na moje nowe artykuły, to polecam mu się zgłosić do lekarza :) niemniej dziękuję i szanuję.

Wracając do inspiracji dnia, a raczej inspiracji kołującej mi po głowie już od wielu miesięcy, ale nie znajdującej ujścia - mieliśmy szalony pomysł na nasze wesele :) i dzięki niemu zdobyliśmy chyba dozgonny order szacunku wśród szwajcarskiej społeczności.

Wymarzyliśmy sobie, aby na każdym stole weselnym stanęło inne wino z innego szwajcarskiego kantonu. Dokonaliśmy tego, ale było to nie lada wyzwanie.



Otóż, o ile wina z francuskiej czy włoskiej części Szwajcarii są znane i lubiane: Valais, Vaud, Ticino, o tyle te z pozostałych kantonów są owiane mgiełką... braku marketingu. 

Do końca życia zapamiętam, jak pojechaliśmy w góry ze znajomymi Szwajcarami, do St. Luc - niewielkiej, ale jakże prężnej, bardzo lokalsowo-urlopowej miejscowości (coś jak u nas "wyjazd na działkę" tylko że w całkiem poważne Alpy z całkiem poważnymi stokami). Znajomi oczywiście śmigają po czarnych szlakach, a ja co najwyżej po barach, więc trafiłam do takiego baru na stoku, gdzie właścicielka na pytanie o "aperol spritz" została poważnie obrażona i oświadczyła, że jesteśmy w Valais, a w Valais pije się wino z Valais i w tymże poważnym tonie wyciągnęła butelkę wina spod lady stawiając ją przede mną z groźbą wspólnego obalenia na koszt firmy. Znajcie moje polskie, uradowane serce.

Znanym już faktem jest, że niewielka część produkcji szwajcarskiej trafia na zagraniczne rynki, ponieważ... mieszkańcy Szwajcarii wszystko wypijają ;) Zachęcam do lekkiej lektury tutaj: 19 faktów o szwajcarskim winie (po angielsku). W związku z tym obiegowa opinia, z którą się też zgadzam, jest taka, że wina szwajcarskie są znakomite, ale nieznane/nieodkryte. 

Niesamowitym zaskoczeniem było dla mnie uczestniczenie w "fete de vendanges" w Neuchatel. O ile w naszej (3 000 mieszkańców) wiosce, w ramach takiej okazji wystawia swoje wina 9 winiarni, o tyle w Neuchatel wina raczej, poza grzańcem, uświadczyć się nie dało, za to festyn w skali niespotykanej na tej ziemi. 

Naiwnym przekonaniem o tym, że wszystko da się załatwić przez internet (jak to w Polsce) w początkowym etapie naszych przygotowań poszukiwaliśmy win z różnych kantonów online. Np. osławione Mondovino należące do sieci Coop. Na etapie naszych poszukiwań, przy zachwycie różnorodności - okazało się że większości z naszego koszyka nie dostarczają w naszym regionie. Na późniejszym etapie dobierania brakujących - udało się coś tam zakupić, ale większość z tych win do naszych już wstępnie wytrenowanych kubków smakowych po prostu nie przemawiała. 

Zapadła decyzja - jedziemy w Szwajcarię! Skoro nie da się zamówić takich win, jak byśmy chcieli przez internet, prościej będzie zrobić objazd po kantonach i znaleźć je własnoręcznie. Jak zaplanowali - tak zrobili. Nie dość, że przeżyliśmy niesamowitą wycieczkę, to udało nam się wiele dowiedzieć na temat szwajcarskich win w ogóle.  

Spostrzeżenia? Np. wina z niemieckojęzycznej części Szwajcarii nie są znane, ponieważ winnice są tak małe, że produkują głównie dla gastronomii (tak tłumaczył nam sytuację Pan z Movenpick Wines na granicy Zurychu z St. Gallen). 
Wielokrotnie odbiliśmy się od drzwi wielu sklepów z winami. Ostatecznie jedyne co faktycznie możemy polecić w kontekście "skali", a nie prób i błędów od winnicy do winnicy, to lokalne sklepy z winami, gdzie nawet znaleźliśmy szwajcarskie wina bezalkoholowe, lub bardzo lokalne sklepy Coop. 

Nie znamy się na winach, ale nasi sąsiedzi i powiększające się grono znajomych nas w tym zakresie uświadamia. Przeszliśmy już długą drogę od przychodzenia w gości z Lambrusco (faut pas) po przychodzenie w gości z winem z naszej wioski lub najlepiej z pustymi rękami żeby oszczędzić sobie wstydu. Na szczęście "kredyt obcokrajowca" pozwala nam wyjść gładko z niezręcznych sytuacji. 

Doszliśmy do etapu, w którym to Szwajcarzy, a nawet poszczególni znający nas Francuzi zaklasyfikowali nas jako tych, co warto podpytać o szwajcarskie wina. Był taki moment w naszym życiu, który rzadko się zdarza, że mieliśmy 60 butelek wina tylko w piwnicy :D (a z reguły wypijamy na bieżąco).

Gdy pytasz Francuzów bądź Włochów o szwajcarskie wina, to najprawdopodobniej zobaczysz skrzywioną minę i usłyszysz stos narzekań. Gdy zaczniesz dopytywać bardziej okaże się, że tak naprawdę nigdy w życiu ani jednego nie wypili. Na naszym weselu udało nam się zachwycić i Francuzów i Włochów i nawet Szwajcarów winem, którego nie znali, a także pochodzeniem wina (kantony), którego nie znali (z naciskiem na kantony niemieckojęzyczne). Przy czym nie jest to wcale wino z najwyższej półki ale długa droga poszukiwań "czegoś pijalnego z każdego kantonu". 

Zasada podstawowa jest chyba już większości znana, ale jeśli nie, to przytoczę ponownie: do 10chf - wina stołowe, niezbyt lotnej jakości; 10-15chf wina stołowe zdatne do użytku, 15-25 chf - nieważne co kupisz powinno być dobre, powyżej 25chf - klasa. Na przekór Szwajcarom - nie trzeba kupować wina za 100chf żeby było dobre. Na przekór Francuzom i Włochom - tak, wino szwajcarskie jest dobre. Na przekór Polakom - niestety, 10chf to "najtańsze" wino.

Jeśli chcecie zabłysnąć w towarzystwie, uniknąć blamarzu, albo po prostu nie szukać a znaleźć dobre i przystępne wina - poniżej znajdziecie listę bardzo przyjemnych win z bardzo różnych kantonów ku Waszej uciesze - bierzcie i cieszcie się z tego wszyscy i podzielcie się własnymi doświadczeniami i rekomendacjami :) 

EDIT: podmieniłam listę - pamiętajcie, żeby nie pisać postów o winie pijąc wino :) ogółem mam dużo list z różnych etapów poszukiwań, przygotowań i inwentarza piwnicy; różnią się tym, że po przetestowaniu niektórych podmienialiśmy je na lepsze, więc warto też podmienić tę listę. Ponadto zawsze miałam dwie - jedna win do zabrania na ślub a druga do zostawienia w domu stąd powtarzające się kantony. Niedługo opiszę jak "przemycić" spore ilości wina przez granice - KLIK :) 








Nic jednak nie zmąci mojego uwielbienia dla jednej z lokalnych winnic, która zdobyła tytuł winnicy roku 2017 - freres Dutruy: https://www.lesfreresdutruy.ch/ bierzcie od nich wszystko :) 

edit: dodaję linki i mini galerię butelek (wzrokowcom jak ja pomoże) 



cuvee d'or

davaz

erich meier

schlegel

kellermeisters

barner wy gutedel

barner wy pinot

grillette chipres

grillette malbec

les romaines blanc

petit chateau

petit chateau

wolfer

wolfer

non soloroso

balgach blancuvee

bucaneve bianco

balgach schlossberg

bucaneve merlot

clemence chardonnay

clemence gamaret

im lee pinot

im lee sauvignon

chai du baron



Zwrot podatku za zakupy poza Szwajcarią?

/
Mieszkasz w Szwajcarii i robisz zakupy za granicą? Jak uzyskać zwrot VAT?

Zaznaczam, że nie odważyłam się jeszcze przeprocesować osobiście tego tematu, ale z racji, że coraz więcej osób o to pyta, postaram się wyjaśnić sprawę w teorii względem informacji znalezionych w "internetach". Źródła informacji podam na końcu strony.

Zwrot VAT-u nie dotyczy usług i paliwa oraz zakupów w sklepach duty-free, które z założenia powinny sprzedawać bez podatku. Inne zasady dotyczą też zakupów internetowych i przesyłek zagranicznych.

Jeśli dokonujesz zakupów jako turysta i masz zamiar przekraczać z nimi granicę:

1. Zwrot VAT bez obowiązku opłaty VAT w Szwajcarii dotyczy zakupów o wartości do 300chf i adekwatnych limitów zależnych od kategorii w stosunku do cła (tytoń, alkohol, mięso itp.). Jeśli Twoje zakupy przekroczyły w sumie wartość 300chf musisz opłacić za nie szwajcarski VAT, co w perspektywie niemieckich 19% czy polskich 23% może się opłacać mimo wszystko.

/https://www.ezv.admin.ch/ezv/en/home/information-individuals/travel-and-purchases--allowances-and-duty-free-limit/importation-into-switzerland.html

2. Aby uzyskać zwrot VAT z kraju, w którym nastąpiły zakupy:

2.1. Przedmioty nie mogą być używane przed exportem/importem i muszą być w oryginalnych opakowaniach. Przygotuj je tak, aby udostępnić je celnikom do kontroli.
2.2. Już na etapie zakupu, w sklepie, musisz wypełnić poprawnie formularz celny.
2.3. Przekraczając granicę musisz zgłosić się do celnika po pieczątkę na formularzu (i pewnie adekwatnie do wykonanych zakupów do wykonania odpowiednich opłat).
2.4. Po powrocie do kraju rezydencji musisz odesłać formularz celny do sklepów, w których dokonałeś zakupów, aby zwróciły Ci VAT. Masz na to od 21 dni do 3 miesięcy w zależności od kraju.
UWAGA! Szwajcaria nie zwraca VAT opłaconego za granicą.

Aby ograniczyć sobie ilość procedur i formalności oraz wykluczyć ewentualne błędy, można korzystać z Global blue (tam gdzie widzicie taki niebieski kwadracik TAX FREE, to możecie gładko z nimi przeprocesować) lub innych pośredników - pobierają oni prowizję od uzyskanego zwrotu i mają określone limity kosztowe.

Jeśli sytuacja to nie "jakieś tam" turystyczne zakupy, a np. meble, to możesz poprosić firmę, w której je zamówiłeś/kupiłeś o wystawienie faktury bez vatu i o odpowiedni dokument eksportowy, niemniej wtedy musisz opłacić VAT i cło w stosownym urzędzie w Szwajcarii.

Tak to wygląda w teorii, a jak w praktyce? Czy ktoś ma doświadczenie w tej materii?

Źródła informacji:
https://www.ch.ch/en/how-clear-personal-goods-purchased-abroad/ 

https://www.ezv.admin.ch/ezv/en/home/information-individuals/travel-and-purchases--allowances-and-duty-free-limit/importation-into-switzerland.html
 

https://www.ch.ch/en/vat-refund/

https://en.wikipedia.org/wiki/Tax-free_shopping

http://www.globalblue.com/tax-free-shopping/how-to-shop-tax-free?htmlcache=true&com.escenic.nocache=true&com.escenic.stale=false

Nieformalna etykieta korzystania z blablacar, od eksperta

/pexels
Wspólne przejazdy, covoiturage, carpooling - jakkolwiek tego nie nazwiesz i z jakiejkolwiek platformy korzystasz, polecam zastosowanie się do niżej przedstawionych zasad aby i kierowcom i sobie samemu ułatwić życie.

Mając status eksperta na blablacar i mając już dość rozległe doświadczenie jako kierowca poprzez tę platformę (perspektywy pasażera nie znam, ale mogę się co nieco domyślać) postanowiłam spisać mały FAQ dla zagubionych w czasoprzestrzeni. Póki da się dogadać, to jeszcze nie problem, ale niektóre sytuacje mogą być silnie konfliktogenne, a to nam najmniej potrzebne, szczególnie w długich trasach.

Najczęstsze zdziwka osób rezerwujących przejazdy:
Kobieta kierowcą? Taki mały samochód w międzynarodowej trasie? Mam za duży bagaż? Nie odbierzesz mnie spod domu w centrum miasta? To jest dłuższa trasa niż zarezerwowałem? Będziesz wcześniej/jedziesz szybciej niż podaje blabla? Nie mówisz po rosyjsku?

Skąd takie zdziwienie?
1. Człowiek z natury ma egocentryczne spojrzenie na świat.
2. Czytanie boli.
3. Niektórym brakuje wyobraźni bądź mają zbyt bujną ;)

Jeśli chcesz zaplanować swoją podróż poprzez blablacar:

1. Sprawdź w jakim języku mówi kierowca i jego responsywność, żeby swobodnie się z nim dogadać - nie licz na to, że kierowca jest zawsze online i że odpisze Ci w 5 sekund - numer telefonu wyświetli się po zarezerwowaniu przejazdu, więc jak Ci na danym przejeździe zależy - to może być najszybsza metoda kontaktu.

2. Sprawdź jaką trasą jedzie kierowca: często odcinek, który chcesz zarezerwować, to tylko odcinek, w związku z tym wszystko się może wydarzyć na trasie, co wpływa między innymi na czas.

Ponadto Blabla wg mnie podaje dość długi czas przejazdu, pewnie robiąc zapas na korki czy postoje czy odbiór pasażerów z ustalonych miejsc - ja w większości przypadków jadę szybciej, więc porównuję czas blabla z czasem podawanym przez google i na tej podstawie umawiam się z pasażerami w prywatnych wiadomościach

3. Sprawdź jakim samochodem jedzie kierowca

Pomoże Ci to go odnaleźć w umówionym punkcie.
Oszacujesz komfort przejazdu.

4. Sprawdź na jaki bagaż pozwala kierowca - już nie raz zdarzyło mi się, że pasażerowie rezerwowali przejazd, gdzie wołami w opisie było TYLKO mały lub średni bagaż, a liczyli że wepchną 2 walizki. Najgorszy przypadek miałam w Pradze, gdzie córka z mamą nie spojrzały ani na bagaż ani na model samochodu i w efekcie kilkaset kilometrów literalnie siedziały na własnych walizkach... - od tamtej pory zawsze pytam o bagaż. Klasyfikacja bagażu wg mnie, to:
mały - max plecak
średni - rozmiar bagażu pokładowego/podręcznego w samolocie
Bardzo często w długiej trasie sama mam zawalony bagażnik swoimi rzeczami, rzadko jeżdżę "na pusto", a już na pewno nie transitem :).

5. Sprawdź preferencje kierowcy i opis trasy bądź jego profilu. 


/

/ wybitnie ciekawy opis :) zakładam, że Pan ma poczucie humoru :)

/inny użytkownik
Jeśli nie lubisz gadać możesz czuć się niekomfortowo z kimś kto lubi, jw.
Ikonka palenia wg mnie dotyczy możliwości palenia w samochodzie - ja mam przekreślone papierosy, ale na przerwie, poza autem, można robić co się chce. Jeśli nie lubisz dymu tytoniowego, a kierowca pali w samochodzie - to także może być dyskomfort.
Zwierzęta i muzyka - dalej tłumaczyć nie muszę.

6. Dopytaj o postoje na trasie

Czego mi brakuje w ikonkach na blabla, to stosunek do jedzenia, picia i śmiecenia w samochodzie.
Nie mam nic przeciwko piciu z zamykanych pojemników; jedzeniu, które się nie kruszy, nie pachnie jakoś szczególnie i nie ma dziwnych sosów. Niestety raz zdarzyła mi się pasażerka, która bez pytania zjadła w trakcie podróży coś z ogromną ilością sosu, a nieszczelne pudełko po sosie włożyła za siedzenie... Efekt można sobie wyobrazić.

Robię postoje średnio co półtorej godziny, może dwie - niezdrowo jest korzystać z toalety rzadziej lub celowo się odwadniać żeby dłużej wytrzymać, a i palacze i głodomory mogą sobie na spokojnie zrealizować swoje potrzeby. Wg mnie win-win.

Jeśli wiesz ile i jakie postoje będą robione możesz też przewidzieć czy brać ze sobą prowiant czy jednak uda Ci się coś kupić po drodze np.

7. Nie licz, że zawsze będziesz odebrany i dowieziony spod drzwi pod drzwi.

Sprawdź jaki objazd kierowca wpisał w trasie, który dotyczy możliwości zjechania z planowanej trasy do umówionego punktu. Centrum miasta, jeśli nie jest to punkt startowy, to najczęściej najgorsza możliwa opcja spotkania. Dogadując punkt spotkania staraj się znaleźć coś po trasie. Dobrze sprawdzają się do tego parkingi hipermarketów lub dużych fast foodów na obrzeżach miast.

I tak dość często np. jak jedzie ze mną kobieta, albo jest beznadziejna pogoda, staram się iść pasażerowi na rękę, na miarę moich możliwości.

8. Nie blokuj miejsc

Zdarzyło mi się, że pasażer odwołał rezerwację na kilka godzin przed przejazdem - jeśli nie masz dobrego dostępu do internetu, ciężko jest wtedy znaleźć kolejną osobę i się z nią na czas dogadać. Według mnie blabla powinno wprowadzić opłatę rezygnacyjną jeśli rezygnujesz z przejazdu np. 12h przed przejazdem. Pasażerowie podchodziliby pewnie wtedy poważniej do sprawy, choć wiadomo, że czasem zdarzają się nieprzewidziane sytuacje.

9. Szybko się decyduj

Najwięcej rezerwacji i zapytań o przejazd otrzymuję 48-24h przed przejazdem - w takim momencie przejazd zniknie Ci sprzed nosa.

Miałam sytuację, w której użytkownik zamiast zarezerwować - pisał długo wiadomości doprecyzowujące przejazd (mimo że zawsze wszystko opisuję w ofercie), a potem jego potencjalne miejsce zostało już zarezerwowane; w efekcie zarezerwował miejsce na krótszym odcinku prosząc o przewiezienie na dalszym, co spowodowało ogromne zamieszanie, ponieważ obiecałam max dwóch pasażerów na tylnym siedzeniu, a miałam trzech i nie miałam już miejsca na bagaż... Nie róbcie tak.

10. Pamiętaj o dokumentach i przepisach celnych.

Jeśli ruszasz w trasę międzynarodową może się trafić kontrola graniczna lub policyjna. Miałam nieszczęście jechać z pasażerem, który miał przy sobie zioło (dowiadując się o tym po fakcie) i trafić na szczęśliwą kontrolę, na której sprawdzili tylko dokumenty. Jeśli przewozisz prezenty lub zapasy, sprawdź czy nie ma limitów celnych - kierowca nie może brać aż takiej odpowiedzialności za Ciebie.

____________________________________________________
Powyższy dekalog wydaje mi się dość wyczerpujący. Poza powyższymi kwiatkami idea wspólnych przejazdów jest bardzo sympatyczna, nie tylko finansowo, ale i towarzysko - zawsze poznaję bardzo ciekawych ludzi, takie mam szczęście.

Kierowca na wspólnych przejazdach nie zarabia (jeśli tacy są, to może jakieś wyjątki i to nie jest cel tego typu aktywności). Jak mam szczęście, to uda mi się pokryć 2/3, może 3/4 kosztów paliwa (ale szybciej na trasach zagranicznych niż polskich). Niemniej wiadomo, że w długich trasach trzeba też coś zjeść czy zarezerwować nocleg. Jest to raczej odciążenie kosztowe niż bycie na plusie w moim wypadku.

A jakie są Wasze doświadczenia z wspólnymi przejazdami?

Indie sprzed lat moimi oczami - zdjęcia

/hawa mahal
Jest to post mocno retrospektywny, ponieważ już wiele lat minęło i przy dynamice rozwoju tego kraju na pewno wiele się zmieniło. Spędziłam tam pół roku na dziekance ze studiów. Robiłam badania, pracowałam, podróżowałam i przeżywałam szczeniacką przygodę życia. Za badania otrzymałam uniwersyteckie wyróżnienie gdyż były promotorskie w swojej dziedzinie i nie były wymagane na ówczesnym etapie studiów. Studiowałam między innymi na wydziale orientalistycznym, fascynowały mnie Indie. Nie wiem dlaczego. Już wiem przynajmniej jak odróżnić miłość od fascynacji tak samo wśród zainteresowań jak i w związkach :) .

Nic nowego nie powiem - to kraj kontrastów i nie da się o nim powiedzieć jednego zdania, które nie znalazłoby swojego przeciwieństwa w innych okolicznościach. Obrzydliwe bogactwo sąsiaduje z przerażającą biedą. Są miejsca tak turystyczne, że aż pozostawiają po sobie niesmak (Taj Mahal) i takie, gdzie czujesz się jak nieproszony gość wchodzący w butach do czyjegoś domu (Orccha).

W dużych miastach kilka słów po angielsku i wybujała gestykulacja mogą wystarczyć do porozumienia się, na prowincji bez przynajmniej podstawowej znajomości hindi może być bardzo ciężko. Są też dzielnice i rejony (np. wschód Indii) słynące z porwań i ruchów separatystycznych gdzie będąc atrakcyjną kobietą lepiej samotnie się nie zapuszczać. Podobno.

Niesamowitą oazą odmienności jest Goa, gdzie masz wrażenie, że przenosisz się w inną czasoprzestrzeń. Poza kurortami pięciogwiazdkowych hoteli nie jest tak pięknie jak na zdjęciach biur turystycznych, niemniej połączenie indyjskości z niespotykanym wyluzowaniem i poczuciem bezpieczeństwa pozwala na realne odcięcie się od zachodniego świata (tym bardziej jeśli pójdziemy w ślad rosyjskich rave party xD).

Z zasady kultura i dominujące religie w Indiach są jednymi z najbardziej pokojowych na świecie i sami Indusi są bardzo ciepli, otwarci i gościnni mimo kolonialnych krzywd. Nie będę wypisywać porad dla podróżujących, bo bardzo możliwym jest, że moje podpowiedzi mogą być już nieaktualne. Zainteresowanym mogę odpisać na konkretne zagadnienia w komentarzach bądź na priv.

Poniżej zdjęcia wśród których jedno, które zdobyło wyróżnienie w konkursie fotograficznym National Geographic. Zgadnijcie, które?

local girl in New Delhi
red fort, old delhi (part for wives of the king)
red fort, old delhi
lotus temple
jal mahal, jaipur
jaipur
jaipur
goa, anjuna beach

goa

goa
on the route to Tilwara horse fair

tilwara horse fair

tilwara horse fair

tilwara horse fair

orccha

orccha

mahir

/

/

chitrkut

chitrkut

chitrkut

/

dilli hat