Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieś. Pokaż wszystkie posty

Wioskowy turniej sportowy, hit czy kit?



Jak już wspominałam TUTAJ lokalne społeczności są bardzo aktywne, nawet w miejscowościach liczących ledwo 1-2 000 mieszkańców.

Uczestniczyłam ostatnio w takim lokalnym turnieju siatkówki i jestem nim zachwycona. Klub siatkówki damskiej w okolicy jest tylko jeden i wystawił 2 drużyny + jeden klub męskiej (1 drużyna), a w sumie drużyn było kilkanaście. Pozostałe ekipy zostały uformowane wśród np. członków innych klubów sportowych, takich jak: tenisa, piłki nożnej, ping ponga; a także wśród wszelkich innych sympatyków aktywnego spędzania czasu.

Najbardziej zachwycająca była atmosfera - nikt nie przyjechał tam po (niewiele znaczący) puchar, dziadkowie grali przeciw wnukom, żony przeciwko mężom, tenisiści przeciwko byłym profesjonalistom. Bez nadęcia, między piwkami, wzajemnie dopingujące się drużyny. A przecież wszyscy grali przeciwko wszystkim. Lepiej! Niektórzy panowie nawet jak już przesadzili z piwkami nadal byli niesamowicie sympatyczni i weseli. W Polsce pewien stan upojenia może się skończyć agresją albo przynajmniej niewybrednymi komentarzami, szczególnie wobec kobiet. Tutaj nic takiego nie miało miejsca!

Między innymi w ten sposób klub, który owy turniej zorganizował, zbiera środki na dodatkowe aktywności, którymi (może niestety, ale w sumie zależy od ambicji) nie są wyjazdy na profesjonalne turnieje, ale np. wyjazdy towarzyskie. W tym roku - na Korsykę. Trudno mówić o tym aby taki amatorski klub zza stodoły (literalnie, krowy też nam dopingowały zza okna) miał ambicje na turnieje, tym bardziej, że wiek, kondycja i poziom zaawansowania jest bardzo zróżnicowany. Od dwudziestoparolatków po emerytów. I nikt z tych, którzy kupowali w klubowym sklepie (barze) i brali udział w owym turnieju nie miał o to pretensji. Robicie coś fajnego dla lokalnej społeczności, można w zamian kupić u was coś praktycznego, to czemu miałbym mieć pretensje na co potem wydatkujecie pozyskane środki? W Polsce mogłoby to wyglądać zgoła inaczej...

W Polsce (w moim otoczeniu przynajmniej) podejście do sportu jest zero jedynkowe - albo robisz coś super profesjonalnie albo wcale. Tutaj - na luzie. Uprawiamy sport, żeby aktywnie spędzić czas RAZEM! Polski indywidualizm i ambicje (i udowadnianie światu kim to ja nie jestem) trochę utrudnia zrodzenie się takich wspólnotowych idei.

A co Wy o tym myślicie? Czy w Waszej okolicy są tego typu amatorskie kluby? Organizują turnieje? Kto w nich uczestniczy i jaka jest atmosfera? Myślicie, że da się kiedyś zasiać taki rodzaj aktywności w Polsce?

Co można robić na wsi w Szwajcarii?

/
Pierwsze lata życia spędziłam kilkanaście kilometrów od stolicy, w miejscowości liczącej około 2 000 mieszkańców, w Polsce kwalifikowanej jako wieś (chociaż ni tam krowy ni pola). Nie pamiętam wiele z tego okresu, niemniej w mojej grupie wiekowej byłam chyba jedynym tam dzieckiem - nie miałam rówieśników, a oferta rekreacyjna tam ograniczała się do lasu i stajni. Chcąc porobić coś więcej trzeba było jechać do najbliższej większej miejscowości powiatowej oddalonej o około 10km. Ówcześnie jedyna forma komunikacji miejskiej ograniczała się do pociągu.  
Nasza daleka rodzina mieszka kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, również w miejscowości kwalifikowanej jako wieś. Spędzając tam nieliczne wakacje zauważyłam, że "te dziewczyny z Warszawy" są największą możliwą atrakcją, tym bardziej że są dziwne, bo cały czas coś robią.
Wiele się zmieniło w międzyczasie, ale w tego typu miejscowościach w Polsce nadal jest "martwica". Wszyscy rozkładają ręce, bo nie ma pieniędzy, bo nie ma dobrego dojazdu, ale odnoszę również wrażenie, że to trochę takie polskie - usiąść i nic nie robić i czekać aż ktoś nam podsunie coś na talerzu. Ponadto wszechobecny strach przed "obcymi", szpiegowaniem, złodziejami...

Szwajcaria niesamowicie mnie zaskoczyła. Osiedliliśmy się kilkanaście/dziesiąt kilometrów od dużego znanego miasta, bynajmniej nie będącego stolicą, w miejscowości liczącej około 2 000 mieszkańców (wsi, z krowami!) i ... nie nadążamy z korzystaniem z całej oferty rekreacyjnej i rozrywkowej naszej okolicy...

Jak to jest możliwe, że miasto takiej liczebności ma własną stronę internetową i działa w nim kilkanaście bardzo aktywnych klubów i stowarzyszeń? I to nie jest wyjątek! Sprawdziłam wszystkie okoliczne miejscowości i dzieje się w nich podobnie!
Powiecie - pieniądze. Niekoniecznie. Np. okoliczny klub siatkówki damskiej pobiera opłatę roczną wysokości miesięcznego karnetu fitness, a resztę środków pozyskuje z zbiórek np. na koncertach i ewentualnych sponsorów. Przy czym nie jest to pierwszoligowy klub, a mocno podrzędny... skupiający sympatyków w każdym wieku i na każdym poziomie zaawansowania...

Co można robić na szwajcarskiej wsi?
Grać w orkiestrze, śpiewać w chórze, grać w lokalne gry karciane i inne gry towarzyskie (np. petanque), robótki ręczne i DIY, taplać się w lub po jeziorze na milion sposobów (albo grać w piłkę ręczną i inne taplania w basenie), dołączyć do lokalnego klubu fitness z zajęciami w szkolnej sali gimnastycznej bądź podobnego klubu yogi, nordic walking itd., grać w tenisa, jeździć na desce, grać w nogę, uprawiać szermierkę, tenis, hockey, ... resztę dopisz sam, bo na pewno w promieniu 5 km taki klub jest. Nie wspominając już, że konie są wszędzie i nawet są znaki drogowe przypominające, żeby na nie uważać.


Wszystko z wykorzystaniem lokalnych zasobów, infrastruktury i za "żadne" pieniądze, a jednocześnie pozwalając na poznanie i zintegrowanie się z sąsiadami.

Ponadto są stowarzyszenia, które organizują imprezy różnego rodzaju, niekoniecznie związane w wyznaniem. W Polsce największe wiejskie punkty styku to kościół, ślub, pogrzeb, procesje itp. Tu największe punkty styku to np. Fete des voisin - czyli nic innego jak impreza sąsiedzka, święto regat, Fete des vendanges - święto winobrania, Caves ouvertes - święto możliwości pierwszej degustacji młodego wina i inne rolnicze i nierolnicze okazje, które Szwajcarzy stwarzają sobie sami, a na nic nie czekają. 

Co parę miesięcy dostajesz oficjalny kalendarz wydarzeń w swojej komunie pocztą. Praktycznie w każdym tygodniu coś się dzieje, a owy kalendarz obejmuje może max 40% wszystkich wydarzeń, ponieważ pozostałe są organizowane mniej oficjalnie - bez współpracy z "sołtysem".

Morał z tego taki, że wg mnie w Szwajcarii wieś jest fajniejsza i atrakcyjniejsza od miasta, a Polska ma jeszcze wiele do nadrobienia cywilizacyjnie (chociaż doceniam, bo dużo się zmieniło przez ostatnie lata).

Gdzie zamieszkać w Szwajcarii francuskojęzycznej?

/
Znowu, i znowu, i znowu nie o koniach, za co koniarze już mnie ganiają. Za to trochę wskazówek o tym jak rozsądnie pomyśleć o planowaniu lokum w Szwajcarii lub podpowiedzi, czy by nie pomyśleć o zmianie.

To co z tym lokum?


Odnoszę wrażenie, że Polacy lubią miasta. Najlepiej duże. W Polsce "wszyscy ślepo walą do Warszawy", i to jest chyba jedna z przyczyn i skutków. Z jednej strony duże miasto to więcej możliwości i "big city life", z drugiej strony przez to, że wszyscy uderzają w jednym kierunku, to inne ośrodki miejskie mają gorsze możliwości rozwoju (porównajmy kraje postkomunistyczne, gdzie centrum kraju to stolica i kraje "zdecentralizowane" jak Niemcy, czy Szwajcaria - gdzie stolica nie równa się największe/najlepsze miasto). Ponadto mimo dużej migracji wewnętrznej "wieś-miasto" mamy niewielką migrację "miasto-miasto", co pięknie odzwierciedla np. mapa połączeń komunikacyjnych - dość jednokierunkowych.
Gdy Polak marzy zarówno o karierze, ale i o łonie natury, to najczęściej wybiera obrzeża miasta jako swoje siedlisko, a rzadko rozważy inne opcje. Faktem jest, że często ich po prostu nie ma. Nie ma pracy, nie ma dojazdu, niska płaca...

Gdybanie gdybaniem, ale nie musimy przenosić tego modelu na Szwajcarię. 

Ba! W Szwajcarii da się żyć bez samochodu nawet na wsi.

A sami Szwajcarzy chyba też za miastami nie przepadają.

Cena versus jakość


Znalezienie mieszkania na własną rękę graniczy z cudem. Jeśli nie masz znajomych w CH, nie korzystasz z firmy relokacyjnej i nie jesteś chociaż pół-Szwajcarem, to dorwanie atrakcyjnej oferty jest prawie niemożliwe. Jedna z przedstawicielek agencji nieruchomości powiedziała nam cichaczem, że fajne mieszkania idą po kolegach...

W okolicy Genewy (aż po obrzeża Lozanny), tak zwane ciepłe bułeczki, to mieszkania nawet do 2500 franków. Najbardziej chodliwe to te do 2000. Ciepłe bułeczki, czyli bardzo dużo chętnych i bardzo dynamiczna rotacja na rynku.

Oczywiście, można trafić kawalerkę w centrum Genewy za ledwo ponad tysiąc, ale czy gra jest warta świeczki?

Małe mieszkanie w Genewie o niskim standardzie potrafi kosztować tyle samo co nowoczesny apartament z ogródkiem "na wsi". Tyle że ta wieś, to nic co znamy z Polski. Wszystko jest zadbane, porządne, CZYSTE (ostatnia wizyta w Niemczech była dla mnie szokiem, "ależ tam brudno!"), urocze kamieniczki przy głównych ulicach, a dalej zmodernizowane stare domy zaadaptowane na apartamentowce albo zupełnie nowe osiedla domków wielorodzinnych.

Życie po expacku


Oczywiście, że fajnie jest mieć sklepy, usługi czy imprezy na wyciągnięcie pięty, ale to się sprawdza głównie gdy jesteś singlem. Jeśli przeprowadzasz się z partnerem lub z rodziną, to masz około 80% szansy na to, że Wasza emigracja się nie powiedzie (wrócicie do kraju ze względu na niezadowolenie połówki itp.) albo około 60% szansy na to, że się rozstaniecie/rozwiedziecie. Niestety nie pamiętam źródła do tych danych, ale robiłam ostatnio dość mocny expacki research i utkwiły mi te cyfry w głowie.

Nie ma nic gorszego niż "zamknięcie" Twojego partnera/męża/żony/dzieci/rodziny w czterech, klaustrofobicznych ścianach. Nawet jeśli są to ściany ze złota w najatrakcyjniejszym mieście świata.


Jeżeli oboje macie się za granicą odnaleźć, to musicie żyć, a nie wegetować, chyba że z oczywistych względów - nie domkniecie budżetu z droższym mieszkaniem i jesteście zdesperowani, żeby znaleźć cokolwiek, TANIO. *
*warto też pamiętać, że w CH standardem jest trzymiesięczna kaucja, choć można ją ominąć poprzez Swisscaution - niemniej nie wszyscy właściciele/zarządcy nieruchomości akceptują certyfikaty od tej firmy, a na dłuższą metę jest to drogie rozwiązanie (niby zamiast depozytu płacisz paręset franków rocznie, ale nie jest Ci to zwracane).


Cywilizowany kraj


Stety niestety logika Szwajcarska nakazuje, aby mieszkanie nie było droższe niż 30% Twojej pensji, a i często możesz usłyszeć, że mieszkanie np. 40 metrowe jest za małe dla dwóch osób.
 
Nie do końca chcę się rozpisywać o rynku najmu samym w sobie, a raczej o tym, aby przemyśleć nasze motywacje.

Jeśli przeprowadzacie się parą, to najlepiej będzie wynająć mieszkanie w takim miejscu, aby mieć więcej możliwości poszukiwania pracy, a nie dopasowując się tylko do jednego osobnika. Za taką ciepłą sypialnię Romandii służy między innymi odcinek między Genewą a Lozaną.

Ponadto ceny w Lozanie i okolicy są bardziej przystępne niż te przygenewskie, a regionalne pociągi ekspresowe jeżdżą regularnie, często, szybko i punktualnie. Przejechanie około 20 kilometrów zajmie tyle, albo i mniej, co kilku przystanków w mieście.

Logika szwajcarska nakazuje też, aby każdy mieszkaniec miał dostęp do komunikacji publicznej. Jeśli udowodnisz, że najbliższy przystanek jest dla Ciebie za daleko/oferuje niedogodne połączenie, to dostajesz zniżkę, o ile nie free, parking koło stacji kolejowej. Pociągi są zsynchronizowane z autobusami, a miejsca parkingowe w większych miastach "nie istnieją", więc największy weteran czterech kółek z przyjemnością przesiądzie się w szwajcarski transport miejski. Lepiej! Gdy pociąg spóźni się choćby minutę, to przez megafon zostaniesz za to 10 razy przeproszony i poinformowany o alternatywnym połączeniu.

Dorobić się


Jeśli nie jesteś wysokiej klasy specjalistą z nieprzyzwoitą ofertą finansową, to mieszkając w Szwajcarii nie licz na to, że się "dorobisz". Jeżeli naprawdę chcesz się dorobić i wrócić do kraju, to wygodniejsze ekonomicznie będzie mieszkanie przez granicę (lub założenie własnej firmy w CH, ale nie o tym ten tekst). Jeśli chcesz zamieszkać w Szwajcarii, to zdrowiej psychicznie będzie dla Ciebie wyjść z założenia, że przyjeżdżasz tu żyć, a nie "na chwilę". W zamian Szwajcaria odpłaci się wysokim standardem życia, bezpieczeństwem, bardzo przyjaznymi urzędami i wieloma logicznymi rozwiązaniami. "Niestety" takie "luksusy" mają swoją cenę.


To jak, wolicie mieszkać w mieście czy "na wsi"?